O ile w pierwszą książkę autorki jakoś nie potrafiłam się wkręcić, tak "Utracony" kupił mnie od pierwszych zdań. Ta historia jest wręcz hipnotyzująca. Zagarnęła moje myśli, nie pozwoliła oderwać się od fabuly. Ta była pozornie przeciętna: kobieta wychowana przez ojca, mająca kochającego wujka i rodzinny wyrzutek, połączeni przez przypadkowe spotkanie po latach.
Coś mi nie pasowało. Gdzieś w tym wszystkim autorka podsuwała subtelne znaki świadczące o tym, że za historia Tess nie jest tak prosta, że za fasadą idealnej córki burmistrza kryje się coś więcej. Snułam pewne domysły, powiem tylko jedno. Nie zawiodłam się.
Kreacja Micaha to złoto. Poznajemy go dosyć dobrze w pierwszej części. Już wtedy mamy świadomość, że pod fasadą cwaniaka skrywa się chłopiec doświadczony przez przeszłość. Dorosły Micah mimo zajęcia, którym się trudzi (walki za pieniądze) ma wielkie serce dla swoich dwóch sióstr oraz dla kuzynów, którzy są dla niego jak bracia.
Śmiem rzec, że ta część jest bardziej dopieszczona przez autorkę. Tak jakby Cora celowo faworyzowała Micaha bardziej niż Gage'a. I mimo tego, że w moich oczach wątek z nienawiści do miłości ciut zbyt szybko przewodził się w piękną miłość to nie ujmuje to tej książce, bo każdy inny aspekt był świetny. Końcówkę czytałam z zapartym tchem. Pękło mi serce, a główny bohater zaplusował swoją niezłomnością. Nie poddał się, był prawdziwym wojownikiem.
Czekam na ostatnią część, choć z drugiej strony na samą myśl, że to już koniec, pęka serce.