Jak zapewne się domyślacie (słusznie) znowu spotkało mnie w pracy coś, co sprawiło, że zagotowałam się w środku i teraz po prostu MUSZĘ spuścić z siebie trochę pary, powyzłośliwiać się muszę, być nieprzyjemna, żeby potem puścić to przykre i niesprawiedliwe zdarzenie w niepamięć i odpuścić, a potem wyluzować.
No więc.
To nie jest tak, że można przyjść do biblioteki i zacząć od progu awanturę albo zarzucić bibliotekarkę swoją frustracją, bo:
- nie ma się X złotych na karę,
- kara jest w czyimś subiektywnym odczuciu za duża,
- regulamin się zmienił i ktoś o tym nie wiedział,
- było zamknięte z powodu reinstalacji i ktoś o tym nie wiedział,
- bibliotekarka nie odebrała odpowiednio szybko telefonu,
- poszła informacja o upływającym terminie zwrotu książek i kolejna o rozpoczęciu naliczania kary, ale ktoś nie sprawdza maila, więc o tym ,,nie wiedział'',
- nie ma się X złotych na wykupienie karty bibliotecznej,
- z jakiegoś powodu Gromadzenie nie skompletowało serii książek, którą ktoś chce przeczytać,
- bibliotekarka kazała odkupić książkę, bo ktoś oddaje zniszczoną,
- bo ktoś odbił się od drzwi, bo nie sprawdził w jakich godzinach biblioteka jest otwarta,
- ktoś wypożyczył książkę, którą ktoś inny chce wypożyczyć,
- ktoś nie zwrócił w terminie książki, którą ktoś inny chce wypożyczyć,
- nie da się przedłużyć książki, bo ktoś ją zarezerwował (jak w ogóle ludzie śmią rezerwować książki!),
- rezerwacja przepadła, bo ktoś nie odebrał jej w terminie,
- rezerwacja nie przyszła, bo ktoś trzyma książkę i trzyma, i trzyma, i chyba już jej nie odda,
- system nie pozwala na przedłużenie przeterminowanej książki,
- system nie pozwala na wypożyczenie książek na konto dziecka, jeśli rodzic ma karę (i na odwrót),
- nie potrafi się znaleźć na półce z literaturą polską, pod literą C, książek Cherezińskiej,
- nie zna się alfabetu,
- biblioteka jest za mała, żeby mieć wydzielone działy z romansami, kryminałami, thrillerami medycznymi, romansami historycznymi, erotykami mafijnymi, zwykłymi erotykami, obyczajówką zagraniczną i obyczajówką polską,
- pani bibliotekarka powiedziała, że nie wyda karty w ciemno komuś, kogo nie kojarzy, a kto nie ma ze sobą dowodu osobistego, żeby potwierdzić swoją tożsamość,
- pani bibliotekarka odmówiła wypożyczenia książek komuś w ciemno, bo tego kogoś nie kojarzy, a ten ktoś nie ma ze sobą ani karty bibliotecznej, ani dowodu osobistego, ani upoważnienia do korzystania z czyjejś karty bibliotecznej (które bez karty nie jest ważne, tak swoją drogą).
Bo wiecie, ja rozumiem, że komuś może się coś nie podobać. Ale w przeciwieństwie do 90% osób, które przychodzą na mnie pokrzyczeć i pokazać mi - smarkuli - kto tu naprawdę rządzi, pracowałam w obsłudze klienta. Takiej hardcoreowej, bo na słuchawkach.
Czego się wtedy nasłuchałam o sobie, o firmie telekomunikacyjnej dla której wynajmowano studentów, takich jak ja i o tym, jaką osobą jestem - jest moje.
To jeden z powodów (poza tym, że po prostu jestem miła) dla których staram się zawsze być kochanym i cierpliwym klientem. Nie krzyczę na panią z Biedronki, że za wolno kasuje, na pana tramwajarza, że zamknął mi drzwi przed nosem i odjechał, bo mnie nie zauważył i na panią z warzywniaka, bo się pomyliła w wydawaniu reszty. Nie kurwuję na panie z Lidla, które muszą mnie zapytać o dowód osobisty przy zakupie piwa bezalkoholowego, bo wiem, że mają takie procedury i ich nie przeskoczą. Nie rzucam pieniędzmi od niechcenia na ladę. Nie drę się na pół sklepu, że nie ma reklamówek i co to ma być.
Dlatego kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy koniecznie muszą na kogoś wylać pomyje swoich frustracji, żeby poczuć się lepiej. Nie wiem, jakim typem człowieka trzeba być, żeby iść gdzieś z myślą, że poprawi się swój humor, jeśli się na kogoś nakrzyczy, albo że awanturą ugra się więcej, niż byciem po prostu miłym.
Nie ugra się. Przerzuci się tylko złość na drugą osobę i wtedy będzie się miało na świecie już dwie istoty przeżywające beznadziejny poniedziałek.