Trochę rant ale muszę...
Od dwóch lat mamy pandemię. Wiem, że niektórym ludziom się już znudziła, że niektórzy nawet żyją w świecie rodem z Matrixa w którym starożytni Egipcjanie używali maseczek do twarzy jako tajemnego sposobu zniewolenia niewolników i pozbawienia ich poczucia indywidualności (serio...), a jeszcze inni rozklejają badziewne vlepki na słupach (jakiś ruch wolności czy czego tam jeszcze). Że już nie wspomnę o wyznawcach ,,cipów'' które mieliby nam wstrzykiwać razem ze szczepionkami po to, żeby reptilianie kontrolowali nasze umysły. Okej, ,,we're all mad here'', jak powiedział kot z Cheshire. Spoko.
Od dwóch lat trąbi się o tym - jak świat długi i szeroki - żeby w razie choroby siedzieć w domu. Te wszystkie akcje #stayathome #savelives czy hasła typu ,,moja maseczka chroni ciebie, twoja maseczka chroni mnie'' to nie slogany reklamowe jakichś dziwnych ludzi z bigfarmy, którzy chcą na nas wszystkich zarobić (i z jakiegoś powodu zamiast nas doić jak dojne krówki, chcą nas - oczywiście, jakżeby inaczej - zabić szczepionkami) - to ubrana w słowa postawa prospołeczna.
Jesteś chory - siedź w domu. I jasne, rozumiem, nie każdy może sobie pozwolić na L4, są takie miejsca w których wzięcie L4 jest faux pas porównywalnym ze zwyzywaniem królowej Elżbiety i rzuceniem w nią jej własnym tortem urodzinowym (pro tip: uciekajcie z takich miejsc), ale jeśli jesteście chorą emerytką, która przychodzi oddać książkę i pogadać o tym, że jest chora, a przy tym ma wszystkie objawy koronawirusa, które Wy mieliście zaledwie w lutym tego roku (i wiecie o tym, bo właśnie się wyspowiadała przed Wami ze swoich dolegliwości), i kaszle, i ściąga do tego przemówienia maseczkę bo jej ,,ciężko się w tym rozmawia'' to...
Cóż. Wstawcie tu sobie wiązankę niecenzuralnych, wyrażających złość, frustrację, lęk i agresję słów pod jej adresem.
Mam tylko nadzieję, że nie zachoruję.