Kiedy byłeś psem przez dzień cały,
Gdy psie sprawy przecież same się nie załatwiały,
To wieczorem spragnionyś jest snu
I zasypiasz – teraz i tu.
Już zapadasz się w miękką poduchę,
Kiedy nagle znów, tuż nad uchem
Dźwięk znajomy: telefon i matka.
Nie rób zdjęć! Nie przekonasz, próżna gadka.
Co pomoże? Sen – lekarstwo i rada jedyna.
Pies odpływa, o wszystkim zapomina…
Spotyka panią dramat polegający na utracie wolności i samostanowienia. Nie wie pani, kiedy to się skończy, ale musi pani się temu oprzeć i doczekać zmiany. Niech sobie pani to naprawdę wyobrazi. Może nam się dziś wydawać to wręcz nierealne. Ale ja pani powiem: to nie był żaden kosmos, żadne piekło. To też było życie. I proszę zapamiętać, że przez jakikolwiek dramat by pani przechodziła, nie wolno przestać robić najprostszych rzeczy. Trzeba się myć. Trzeba się ubrać i uczesać. Choćby nie wiem jak człowiek był znużony i udręczony. To jest pani potrzebne nie tylko po to, żeby pani przeżyła, ale też po to, żeby pani chciała żyć później. No i trzeba podejść do wszystkiego normalnie. Wszystkiego można się nauczyć, kiedy się chce. Nikt pani nie zabierze woli. Czy ja te buty ze słomy umiałam wcześniej szyć? A mistrzynią w tym zostałam. Nie dopuściłam do siebie, że nie dam rady. Kiedy będzie pani miała takie podejście do znoju i trudności, to zawsze pani wygra. Na tym polega sztuka życia.
Alicja Gawlikowska-Świerczyńska w książce Karoliny Sulej Historie osobiste. O ludziach i rzeczach w czasie wojny.
......................
W ostatnim czasie prawie nie czytam. Każda książka wzięta z półki ląduje na niej z powrotem po przerzuceniu kilku kartek. Trudno skupić wzrok i myśli. Dziś podjęłam kolejną próbę. Może książkę Karoliny Sulej spotka lepszy los.
Po dzisiejszym deszczu na naszą osiedlową drogę wyległy żaby.
Nie wszystkie przeżyły (samochody)...
Ale niektóre zostały przeniesione przez mojego męża do pobliskiego stawu.
Lucek towarzyszył w operacji, chociaż na zdjęcie się nie załapał.
😊
Kto uważa na tej lekcji
Kto pyta
Do kogo mówisz
Szepczesz
Krzyczysz
Komu wykładasz
Księgę swoich żyć
Kto cię czyta
Ze zrozumieniem
Kto bez analiz
I interpretacji wie
Co poeta miał na myśli
Albo mówi nie wiem
Ale się dowiem
Przed kim milczysz
A on cię słyszy
Przed kim nie grasz
A dźwięk idzie
Przed tym nic nie musisz
Ale możesz
Wszystko
Kiedy sto lat temu zaczynałam pracę w szkole, nauczyciele i rodzice dzieciaków w pierwszym kontakcie bardzo często brali mnie za uczennicę - albo i za ucznia. Działo się tak z powodu mojego wyglądu - mam 150 cm w kapeluszu, włosy wtedy miałam obcięte na chłopczycę i ważyłam (jak zwykł mawiać mój brat) tyle, co typowy woreczek cementu. Nie to, że spotykały mnie z tego powodu jakieś bardzo nieprzyjemne sytuacje, w każdym razie nie jawnie. Ale czasem czułam to niewypowiedziane "co ona może wiedzieć o pracy w szkole, o życiu w ogóle..."? Lub dowiadywałam się, że ten i ów tak myśli. Nie wyglądałam na nauczycielkę, stałam się nią w oczach wszystkich, gdy zobaczyli, jak pracuję. Że co prawda nie mam doświadczenia, ale jednak czegoś mnie na tych studiach nauczyli i rokuję nie najgorzej. Tak w skrócie.
Dlaczego o tym piszę?
Bo byłam dziś u lekarza. Przyszłam dość wcześnie, usiadłam w poczekalni. Nagle wchodzi chłopak, na oko pomiędzy 25 a 30 lat. Lekko przygarbiony, jakby trochę niezgrabny, przemyka pod ścianą. Czarna, długa kurtka z kapturem, czarne dżinsy, ciemne włosy za ramiona, plecak również czarny. Jedyny kolorowy akcent w jego ubiorze to wzorzyste skarpetki. No więc wchodzi ten młodzieniec i nie zajmuje miejsca w poczekalni, nie idzie do gabinetu pielęgniarek, tylko kieruje się prosto do gabinetu lekarskiego.
Kilkanaście minut później zaprasza mnie na wizytę.
Przez chwilę, przez ułamek sekundy pomyślałam o tym młodym doktorze to, co tamci wszyscy ludzie wiele lat temu o mnie - młodej, niewyględnej, nieopierzonej nauczycielce. Zganiłam się za to myślenie jeszcze przed wejściem do gabinetu. Wyszłam z niego potraktowana kompetentnie i fachowo. Na przykład nikt, żaden lekarz nie powiedział mi dotąd, że jak oddaje się mocz do badań, to musi być nasikany do kubeczka środkowy strumień, a nie pierwszy. Wybaczcie ten akcent, nie mogłam się powstrzymać.
Pozory często mylą.
Uśmiechy też często mylą.
Trzeba być czujnym, trzeba być wrażliwym. Trzeba wciąż tego się uczyć.
Dbajcie o siebie.
Dbajcie też o innych - w kontekście opisanym wyżej.
Kiedy wszystkie twoje cztery łapy właśnie uniosły cię nad ziemię,
a ojciec akurat cyknął fotę:
Tabula rasa
Otwieram książkę, a tam
puste strony.
Słowa pobiegły dalej, myślę,
bawią się tuż za rogiem zagiętym.
Zaraz je znajdę, sprowadzę.
Ale nie. Na kolejnej stronie
ani litery.
Zapomniałam, straciłam.
Nie wiem, co tu jest napisane.
POWIETRZE MNIE TRUJE
I TY WCIĄŻ ATAKUJESZ MNIE
NIE BOJĘ SIĘ UPAŚĆ
I TAK LEŻĘ CAŁE DNIE
Z wypowiedzi uczniowskiej:
Tyrezjasz podejrzewał, że jest swoim ojcem.
Wieczór/noc.
Moszczę się w swoim kąciku.
Rozkładam rzeczy potrzebne do pracy.
Obok śpi pies, pochrapuje, jest cieplutki i milutki.
Herbata z cytryną i miodem w nowej filiżance jeszcze nie wystygła,
świeczka o zapachu nie wiem jakim, ale miłym - jeszcze nie zgasła.
Jutro nic się nie zmieni.
To będzie jedyny moment z całego dnia,
kiedy będę mogła poudawać, że nad tym i owym panuję oraz że jest dobrze.
Kiedy synki proszą cię o przechowanie w bibliotece kwiatów,
które później od nich dostaniesz. 😁 😁 😁
Trwają badania, czy aby na pewno taka ilość kocyków i poduszek
jest wystarczająca do tego, żeby spokojnie spać.