Jak w kilku zdaniach opisałby Pan fabułę „Pokusy wszechmocy”? Co Pana zdaniem wyróżnia tę historię na tle innych współczesnych kryminałów czy thrillerów?
Witam wszystkich Czytelników!
Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ jestem słaby w tworzeniu opisów, ale spróbuję: „W brutalnym mieście pełnym zbrodni i strachu rodzi się historia przyjaźni, samotności i wewnętrznego konfliktu Matthew Shawna – obdarzonego nadludzkimi mocami”.
A co wyróżnia na tle innych kryminałów i thrillerów? Po pierwsze jest to bardziej powieść fantasy w stylu superhero w klimatach kryminału, thrillera, ale również dramatu, akcji i powieści psychologicznej. Też ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, bo rzadko sięgam po kryminały, a pisząc „Pokusę wszechmocy“ nie myślałem o gatunku, jaki tworzę, czy o grupie odbiorców. Pisałem jedynie z myślą o stworzeniu świetnej historii, dla samej literatury. Z pewnością nie jest to klasyczny kryminał!
Główny bohater nosi w sobie pewną mroczną charyzmę, zorganizowany tryb życia, tajemnice z przeszłości… Czytając, miałem skojarzenia z Batmanem. Czy inspirował się Pan kinem superbohaterskim? A może w sercu autora też siedzi jakiś mściciel w pelerynie?
Trafiła Pani w sedno. Od zawsze fascynowali mnie superbohaterowie, dlatego postanowiłem stworzyć książkę utrzymaną w podobnym klimacie. Moją ulubioną postacią z popkultury jest Batman — to właśnie on od lat mnie inspiruje.
Chciałem wykreować bohatera balansującego na granicy dobra i zła, ale jednocześnie wyposażyć go w cięty, sarkastyczny język, który wprowadzi do historii odrobinę humoru i dystansu. Zależało mi na tym, by Matthew nie był postacią krystalicznie czystą — nie idealizuję go, bo ideały w prawdziwym świecie nie istnieją.
To nie jest Batman (tej postaci nie sposób dorównać) ale myślę, że Matthew nosi w sobie coś z Mrocznego Rycerza, a także mroczniejszej wersji Spider-mana.
Czytelnicy mówią, że książka ma filmowy rytm – dynamiczna narracja, szybkie cięcia, napięcie. Czy podczas pisania widział Pan tę historię jak film w głowie?
W ten sposób wpadają mi do głowy sceny i elementy historii. Słuchając muzyki, często wyobrażam sobie, jaka scena pasowałaby do danego utworu. Tworzę ją w myślach, a gdy wszystko dobrze się ułoży, staram się przenieść ją na papier. Uwielbiam kino, dlatego pisząc książkę, tworzyłem sobie film w głowie.
Chciałbym kiedyś zobaczyć „Pokuse wszechmocy” w kinie albo na jakieś platformie streamingowej.
Książka trzyma w napięciu, ale daje też sporo do myślenia – zwłaszcza o granicach władzy i etyce. Jakie pytania chciał Pan zadać czytelnikowi między wierszami?
Tworząc Ansela i Matthew, chciałem zestawić ze sobą dwa odmienne style walki z przestępczością. Jeden polega na likwidowaniu przestępców, drugi na oddawaniu ich w ręce policji, bez zabijania. Czy wybór tej pierwszej drogi czyni człowieka przestępcą? Która droga jest lepsza? I czy wybierając pierwszą drogę, można pozostać sobą?
Czy już w trakcie pisania pierwszej części wiedział Pan, że historia będzie miała kontynuację? Czy może dopiero reakcje czytelników zmotywowały Pana do powrotu do tego świata?
Pisząc pierwszą i drugą część, miałem w głowie historię na cztery tomy. Jednocześnie zależało mi na tym, aby każda z nich wnosiła coś nowego i nie wyjaśniała wszystkich tajemnic stworzonego świata. Niestety, pierwsza część pozostała powieścią niszową, a co przyniesie druga – czas pokaże. Na pewno chciałbym napisać trzecią, ponieważ mam już pomysł, który (być może) okaże się jeszcze lepszym materiałem. Czy jednak wydanie jej przez wydawnictwo będzie miało sens? To się dopiero okaże.
Czy są w książce postacie lub wątki inspirowane rzeczywistymi osobami lub wydarzeniami? A może „fikcja” to tylko sprytna przykrywka?
Szczerze mówiąc, nie ma tego dużo — może jedynie główny bohater ma coś ze mnie samego. Niektóre nazwiska są stworzone z imion postaci mafijnych albo seryjnych morderców, a także historia psychopaty pojawiającego się w powieści jest inspirowana prawdziwymi osobami. To jednak bardziej taki easter egg dla prawdziwych fanatyków true crime.
Motyw niesłusznie skazanego chłopaka również opiera się na prawdziwej historii z polskiego podwórka - a właściwie na pewnej teorii, którą policja odrzuciła po zmianie władzy w Polsce. Chciałem dodać do fikcyjnego świata trochę prawdziwych wydarzeń, żeby czytelnik zrozumiał, że takie rzeczy naprawdę się dzieją. Stworzyć coś w rodzaju „realnego fantasy”.
W powieści pojawiają się też wątki inspirowane moim życiem, ale to raczej takie „easter eggi” dla znajomych. Cała historia pozostaje jednak czystą fikcją.
W pierwszej części mieliśmy do czynienia z silnym motywem odwetu. W „Pokusie wszechmocy” dominują pokusa i kontrola. Czy kolejne części – jeśli powstaną – też będą miała podobny motyw przewodni?
Przy takich zdolnościach, jakie posiada główny bohater pokusa władzy itp. zawsze może się ujawniać w człowieku, jednak będę się starał w każdej części wprowadzać coś nowego, aby nie było to tylko tak zwanym „odgrzewanym kotletem”. Historia, czy też nowe postacie, muszą się różnić od tych w poprzednich odsłonach. Nie chcę robić powtórek z rozrywek i opakowywać to w inny tytuł, bo to nie jest fair i dla czytelników i dla samej literatury.
Czy któryś z rozdziałów kosztował Pana szczególnie dużo emocji lub był najtrudniejszy do napisania?
Cały rozdział raczej nie, może pojedyncze sceny, bowiem niektóre miały być bardziej emocjonalne. Sceny akcji były chyba najtrudniejsze do napisania, bowiem muszą one być dynamiczne, wbijać czytelnika w fotel, więc przy tym musiałem poszukać inspiracji.
W „Pokusie wszechmocy” pojawiają się momenty niemal filozoficzne. Czy literatura sensacyjna może – a może powinna – zadawać poważne pytania o kondycję człowieka?
Zdecydowanie tak — i moim zdaniem wręcz powinna. Literatura sensacyjna, choć często utożsamiana z czystą rozrywką, ma ogromny potencjał do stawiania ważnych pytań i pogłębiania refleksji nad światem i człowiekiem. Przecież napięcie, konflikt i tajemnica to doskonałe narzędzia do ukazania mechanizmów moralnych, społecznych czy psychologicznych. W „Pokusie wszechmocy” sensacja to tylko warstwa wierzchnia - pod nią kryją się pytania o władzę, zło żyjące w człowieku, samotność, moralność, przyjaźń.
Tak jak wspominałem wcześniej, ta powieść nie była pisana z myślą o konkretnym gatunku czy grupie odbiorców. Pisałem ją z myślą o samej historii i dla samej sztuki. To, co się ukształtowało w trakcie, to swego rodzaju miszmasz gatunkowy — coś, co powstało naturalnie w procesie twórczym, a nie na bazie planu marketingowego. Czytelnik nie powinien więc spodziewać się stricte sensacyjnej opowieści, tylko czegoś bardziej nieokreślonego — hybrydy, która żyje własnym rytmem.
Nie lubię szufladkowania gatunkowego. Uważam, że literatura — jak każda inna dziedzina sztuki — powinna się rozwijać, eksperymentować, wymykać klasyfikacjom. Gdybyśmy zawsze trzymali się ustalonych reguł, to wiele arcydzieł nigdy by nie powstało. Czy Flaubert napisałby „Panią Bovary“, gdyby musiał trzymać się ówczesnych konwenansów? Czy Joyce stworzyłby „Ulissesa“, gdyby bał się wyjść poza ramy klasycznej powieści? To właśnie łamanie zasad pozwala literaturze oddychać.
Zresztą to zjawisko dotyczy całej kultury, nie tylko książek. W muzyce doskonałym przykładem jest Radiohead i ich album „Kid A“ - radykalne odejście od art rockowego brzmienia i przejście w stronę eksperymentalnej elektroniki, które na początku zszokowało fanów, a dziś uznawane jest za przełomowe dzieło. W kinie chociażby „Mroczny Rycerz“ Nolana, który wymknął się z ram kina superbohaterskiego, stając się mrocznym dramatem psychologicznym o społeczeństwie, chaosie i granicach sprawiedliwości.
Nawet w literaturze sensacyjnej znajdziemy dzieła, które wychodzą poza schemat. Doskonałym przykładem jest „Z zimną krwią“ Capote’a, które łączy dokument z psychologiczną głębią.
Dla mnie literatura to nie jest zadanie z matematyki, które trzeba rozwiązać według określonych zasad. To raczej podróż, która czasem prowadzi przez nieznane terytoria.
Oczywiście klasyczna forma danego gatunku również jest potrzebna i lubię taką, ale wymykanie się z ram gatunkowych jest czymś bardzo satysfakcjonującym dla mnie.
Pisarstwo to dla Pana bardziej akt odwagi, potrzeba, czy przygoda?
Myślę, że jest to potrzeba jakiegoś celu, dążenia do czegoś, poza pracą. Również jest to ciekawa przygoda, coś co daje radość.
Czy pamięta Pan moment, w którym pomyślał: „chcę napisać książkę”? A może to marzenie było z Panem od dziecka?
Na pewno nie było to moim marzeniem od dziecka, lecz niestety nie pamiętam również kiedy taka chęć się pojawiła i dlaczego wówczas postanowiłem spróbować napisać książkę. Może chciałem sobie coś wówczas udowodnić, jednak ciężko mi stwierdzić na 100%.
Czy pisanie zmieniło coś w Panu jako człowieku? Jaką wersją siebie jest Pan jako pisarz?
Tak. Może to dziwnie zabrzmi, nigdy jednak nie byłem czytelnikiem, ale po napisaniu „Pokusy wszechmocy” narodziła się we mnie miłość do literatury, chęć poznania różnych stylów, pisarzy, kształcenia się w tym. Dzięki temu też, mam ochotę napisać kolejną część, aby popróbować czegoś nowego w swojej twórczości.
A co do drugiego pytania, to myślę, że jako pisarz jestem swoją wersją artystyczną.
Czym Pan się karmi jako twórca? Jakie książki, filmy, dźwięki czy miejsca mają moc „odblokowywania” weny?
Do odblokowania weny najlepszym narzędziem jest dla mnie odpowiednia muzyka. To ona pozwala mi wyobrażać sobie konkretne sytuacje, sceny czy emocje, które później mogą trafić do mojej książki. Dobrze dobrany utwór potrafi otworzyć w głowie cały film - wystarczy wtedy tylko przelać to na papier.
W „Pokusie wszechmocy” pojawiają się utwóry artystów których lubię, jak Radiohead, Portishead, Aphex Twin, Nas, Butial, Black Sabbath, Miles Davis, The Cure i wielu innych. Często, gdy słuchałem jakiegoś utworu, pojawiała mi się jakaś myśl, którą można dorzucić do powieści. Lubię różne gatunku muzyczne, bo w każdym można znaleźć prawdziwe arcydzieła- no może poza disco polo.
Podobnie mam w przypadku filmów. Kocham takie dzieła, jak „Gladiator” Scotta, „Ojciec Chrzestny” 1 i 2 oraz „Czas Apokalipsy” Coppoli, „Pewnego razu na dzikim zachodzie” Leone, „Mrocznego Rycerza” Nolana, „Siedmiu Smurajów” Kurosawy „2001 Odyseja Kosmiczna” Kubricka i wiele innych dzieł. O ulubionych filmach mógłbym pisać i pisać.
Jeśli chodzi o literaturę, którą czytam, to szczerze mówiąc, ostatnio mam słabość do klasyki. Nigdy bym nie przypuszczał, że sięgnę kiedyś po „Annę Kareninę“, a jednak — i muszę przyznać, że rozkoszowałem się stylem Tołstoja. „Zbrodnia i kara“ Dostojewskiego miała na mnie pewien wpływ, przy pisaniu „Pokusy wszechmocy“ szczególnie jeśli chodzi o wewnętrzne monologi bohatera i jego rozterki moralne. To właśnie ten rodzaj introspekcji bardzo cenię w literaturze.
Moją ulubioną powieścią pozostaje „Zabić drozda” Harper Lee - przede wszystkim za niezwykłą perspektywę dziecka i sposób, w jaki łączy niewinność z trudnymi tematami. Jeśli chodzi o styl, to najpiękniejszym, jaki dotąd poznałem, był ten Fitzgeralda w „Wielkim Gatsbym” - melodyjny, sugestywny, niemal hipnotyczny.
Poza tym ogromną sympatią darzę twórczość Jane Austen, Oscara Wilde’a, sióstr Brontë czy Flauberta. Z prawdziwym podziwem i niecierpliwością czytałem też „Grona gniewu“ oraz „Na wschód od Edenu“ Steinbecka — te powieści mają w sobie jakąś niesamowitą siłę narracyjną, przy jednoczesnym humanistycznym zacięciu.
„Ulisses“ Joyce’a był dla mnie wyjątkową lekcją — pokazem możliwości, jakie daje pisarstwo. Ale muszę przyznać, że to była trudna przygoda. Zrozumienie tej powieści momentami wydawało się trudniejsze niż napisanie magisterki (śmiech).
A to przecież tylko część tytułów! Lista książek, które chcę jeszcze przeczytać, stale rośnie. I mam nadzieję, że nigdy się nie skończy.
Wielu autorów przyznaje się do dziwnych rytuałów twórczych. Czy Pan ma swoje „pisarskie dziwactwa”? Ulubiony kubek, godzina, muzyka, zaklęcie?
Nie, nie, nic z tych rzeczy. Jedynie gdy potrzebuję inspiracji, pomysłu, to wychodzę na spacer z muzyką w słuchawkach i szukam tego pomysłu.
Czy pokazuje Pan komuś swoje teksty w trakcie pisania? Ma Pan literackiego „pierwszego czytelnika”?
Owszem, miałem kolegę, który sprawdzał mi każdy rozdział, wytykając błędy logiczne, albo brak informacji o czymś, co by się przydało itp. Tylko ta jedna osoba, czytała powieść przed wysłaniem do wydawnictwa.
Jak wyglądał proces wydania książki? Czy łatwiej było ją napisać, czy wypuścić w świat?
Procesem wydawniczym zajmowało się już tylko wydawnictwo. Tam powstała okładka, opis na książkę, zrobiono korektę, redakcje i wszystko inne. Mi pozostało tylko zgodzić się na coś bądź nie. Ja tylko napisałem powieść, później wysłałem do wydawnictwa i czekałem na odpowiedź. A gdy już książka została zaakceptowana, to po podpisaniu umowy całą resztą zajęło się wydawnictwo.
Czy planuje Pan kolejną część? A może zupełnie inny gatunek, inny świat?
Chciałbym napisać kolejną część! Jednak tak jak wspominałem wyżej, to czy zostanie wydana zależy od wielu czynników. Na pewno napiszę i będę się starał o wydanie. Chciałbym też napisać komedie, bowiem wpadłem na pomysł aby inspirując się „The Marshall Mathers LP” Eminema, napisać pełną wulgaryzmów, bezczelną, chamską, satyryczną książkę, w której narrator nie będzie bał się mówić, tego co myśli. Taki eksperyment.
Na koniec klasyczne pytanie, ale ważne: co chciałby Pan, żeby czytelnik czuł po zamknięciu ostatniej strony „Pokusy wszechmocy”?
Chęć przeczytania kolejnej części!
Dziękuję za rozmowę,
Dominika Róg-Górecka