Cytaty Przemysław Piotrowski

Dodaj cytat
Głup­cem jest ten, który z zało­że­nia od­rzu­ca to, czego nie rozu­mie. Nawet jeśli brzmi to kom­plet­nie irra­cjo­nal­nie.
Wiedział, o czym myśli. Był starym psem. Najlepszym.
Sytuacja nie wyglądała dobrze. Tak naprawdę wyglądała bardzo, bardzo źle. Świadomość, że może być tylko gorzej, nie poprawiała jego samopoczucia.
Frustrowała go. Dlaczego to musiało spotkać akurat jego?
Czterdzieści kroków, pomyślał. Zrobił dziś zasrane czterdzieści kroków. Wielkie mi, kurwa, osiągnięcie.
Miał w sobie cos odpychającego i nawet nie chodziło o jego gburowatość, bo akurat do tego rodzaju partnerów była przyzwyczajona. On po prostu nie szanował ludzi.
Statystycznie rzecz biorąc, to właśnie w polityce funkcjonuje największy odsetek psychopatów.
[...] i żyłyśmy z dnia na dzień, bez większych oczekiwań, tak po prostu, życiem szarego człowieka w szarym kraju, który nazywa się Polska.
Po prostu czuję i wiem, że ktoś na mnie patrzy. Skryty w mroku, nienasycony, napawa się moim lękiem, upaja się widokiem samotnej i przerażonej kobiety, która udaje przed samą sobą, że jest w stanie stanąć twarzą w twarz z upiorami lasu. Powinnam wejść do domu i zamknąć za sobą drzwi, myślę. Dlaczego tego nie robię? Nie, to nie ciekawość. Jestem po prostu sparaliżowana strachem.
Jakby ktoś przemknął tuż przy ścianie z pochodnią w ręku. Jestem pewna, że widziałam zarys postaci, ale kto mógłby o tej porze kręcić się wokół domu z pochodnią? Kto w dzisiejszych czasach używa pochodni? Może jednak przesadzam, może to tylko odbity blask świecy, która przecież... zgasła. Moja wyobraźnia szaleje, błyskawicznie kreśli najczarniejsze scenariusze.
Biadoląc nad losem innych, w niczym im nie pomożemy.
Religia to opium dla ludu, aby trzymać go ryzach.
Nikogo nie powinna obchodzić przeszłość innych.
Bez względu na zajmowane miejsce na drabinie społecznej świat każdego, w mniejszej lub większej skali, kręcił się wokół tych dwóch rzeczy: dupy i szmalcu.
Luta sporo pamiętała, co rodzina przyjęła z uznaniem, a ciotka znalazła dla niej czarny jedwabny hidżab, który był konieczny, aby zakryć włosy podczas ceremonii pogrzebowej.
Wyglądał jakby spał. Pomarszczona skóra w świetle świec raziła bladością, mięsiste usta przybrały ciemniejszy kolor i ledwo odcinały się od bujnego wąsa, przydając zmarłemu jeszcze większej powagi.
System takiego delikwenta pożerał, przeżuwał, trawił i wydalał i tak naprawdę nikogo nie obchodziło, co było pierwotną przyczyną zatrzymania.
Nic jednak nie dzieje się bez przyczyny i Szatan podskórnie czuł, że cała ta sprawa ma drugie dno.
Gdy przemieszczał się po dziedzińcu w kierunku bramy, nie miał pojęcia, że zza krat jednej z cel śledzi go para ciemnych, błyszczących oczu. Bacznie go obserwowały do momentu, gdy nieświadomy niczego zniknął za bramą aresztu. W tych oczach też szkliły się łzy.
Nadkomisarz opuścił pokój wizyt i ze wzrokiem wbitym w posadzkę pospiesznie udał się do toalety. Nie dlatego, że poczuł nagłe ciśnienie na pęcherz, ale dlatego, że za każdym razem, gdy opuszczał syna, jego oczy zaczynały robić się szkliste i za nic w świecie nie mógł nad tym zapanować.
Poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Nie mogła powielać błędów matki.
Takie dzieciaki nie miały w życiu łatwo i często bywały odrzucane przez grupę. Znała to uczucie doskonale i bardzo nie chciała, aby Franek musiał przeżywać te wszystkie negatywne emocje, które towarzyszyły jej w szkolnych latach.
No generalnie swój chłop na dzielni, taki, co to przeprowadzi babcię przez ulicę, ale Żyda albo Ukraińca zapierdoli pałą w pierwszym lepszym zaułku.
Przez kolejne dwa tygodnie Luta funkcjonowała, jakby znalazła się za linią wroga. Ostrożna, czujna, skoncentrowana i przygotowana na każdą ewentualność, spakowała nawet niezbędne rzeczy, aby w chwili zagrożenia móc z dziećmi zapaść się pod ziemię.
Westchnął i pomyślał, że miło by było znów się spotkać w komplecie, bo rzadko się to zdarzało, a przecież rodzina jest najważniejsza i z tym nie ma co dyskutować.
W jego wieku nadmiar cukru nie był wskazany, ale tak bardzo nie przejmował się zaleceniami lekarzy. Każdy musiał na coś umrzeć, a jeśli jego przeznaczeniem było umrzeć na przesłodzoną herbatę, to trudno. Wolał tak, niż męczyć się z jakimś nowotworem albo jeszcze gorzej - alzheimerem bądź inną chorobą umysłu, który zawsze miał ostry jak brzytwa, co nieraz mu się przydało i ratowało mu życie.
W środku było ciepło, a w kominku palił się ogień. Zajął miejsce na kanapie, odstawił kule i przyjrzał się leżącej na blacie szachownicy. Raz jeszcze przeanalizował układ pionów. Nie ruszał ich od trzech dni, od czasu do czasu próbując rozszyfrować plan wnuka.
Dziś był tylko wrakiem człowieka, bardziej przypominał roztrzaskaną o skały galerę niż prujący wody mórz galeon pod pełnymi żaglami, popękaną, skrzypiącą, ogorzałą i zasuszoną od palącego słońca i soli.
Szatan mieszkał w chałupie na obrzeżach wsi. Nieodśnieżona droga okazała się dla jej wysłużonego passata sporym wyzwaniem i dwukrotnie prawie utknęła, ale ostatecznie jakoś udało się dotrzeć do celu.
Odbierając jej córkę, wypowiedzieli jej wojnę. Nie mieli pojęcia, że wojna to jej żywioł, a ona dopiero wtedy czuje się jak ryba w wodzie.
Facet miał ksywę Czeczen i choć taki był z niego Czeczen jak z koziej dupy trąba, najwyraźniej chciał pozować właśnie na człowieka z Kaukazu.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl