Wielki Marsz recenzja

Stephen King jest z pewnością jednym z moich ulubionych autorów. Zazwyczaj nie czytam horrorów, jestem z tych, którzy wolą książki Sparksa. Jak to możliwe, że uwielbiam obu tych pisarzy? Cóż, z pewnością można stwierdzić, że niewątpliwie są oni mistrzami w swoim fachu i raz ich poznając nie można na długo zapomnieć.

„Wielki marsz”, to któraś z kolei książka Kinga, za którą postanowiłam się zabrać. Ciekawiła mnie przede wszystkim, dlatego, że w przeciwieństwie do większości jego dzieł, jest dosyć cienką książką.

Pomimo tego, iż byłam jej ciekawa, długo leżała na półce i czekała cierpliwie na swoją kolej. W końcu, po uporaniu się z innymi lekturami, wzięłam się i za nią. I może troszkę żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej.

Rzecz dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Główny bohater Ray Garbaty, wyrusza wraz z 99 innymi chłopcami na Wielki Marsz. Stawką jest tam życie i tylko jeden z uczestników może wygrać. Oczywiście do wygrania jest również dużo pieniędzy, między innymi, dlatego zgłasza się tam większość uczestników.

Niewątpliwie jest to apokaliptyczna wizja Stanów, gdzie Marsz okupiony śmiercią uczestników traktowany jest jak swego rodzaju talk show. Ludzie wychodzą na ulicę żeby popatrzeć jak młodzi mężczyźni idą na pewną śmierć z własnej nieprzymuszonej woli. Każdy z nich chce wygrać, więc próbują się nie poddać, ciągle brną do przodu, chociaż nogi odmawiają im posłuszeństwa.

Stephen King po raz kolejny zaskakuje, ma niesamowitą wyobraźnię i genialne pomysły na kolejne książki. W miarę czytania jego horrorów, jestem ich coraz bardziej ciekawa.

Jak już wspominałam, lektura jest stosunkowo krótka, ale bogata w informacje, akcję i fabułę. Komuś może wydawać się nudne czytanie przez całą książkę o tym samym, ale zapewniam was, że to nic bardziej mylnego i nie będziecie potrafili się od niej oderwać.

To horror, który wstrząsa człowiekiem, dokładne opisy aktów zbrodni na chłopakach, ich determinacja, która powoli ich opuszcza. Wszystko przeżywa się wraz z bohaterami, cały ich stres i strach przed śmiercią.

Autorowi gratuluję odwalenia kawała dobrej roboty, a was zachęcam do zapoznania się z tą pozycją.