Szepty zmarłych recenzja

Książka bardzo długo leżała u mnie na półce. W końcu ją przeczytałam. Kupiłam ją strasznie dawno, na większych zakupach książkowych i w sumie dorwałam ją już przy samej kasie, bo przyciągnął mnie tytuł. Nie pamiętam nawet, czy czytałam opis. W każdym bądź razie później przeleżała na półce spory kawałek czasu. Muszę przyznać, że czytało mi się trochę opornie. Chyba spodziewałam się czegoś lepszego i miałam trochę większe wymagania co do tej książki. Raczej nie czytam kryminałów. Może to po prostu nie jest mój typ. Tak czy inaczej, książka nie była tak wciągająca jak oczekiwałam. Nie była zła. Była w porządku.

David Hunter, który wie o śmierci wszystko, w niespełna rok po kolejnym śledztwie, którego omal nie przypłacił życiem, wraca tam, gdzie uczył się zawodu. Trupia Farma, tam, gdzie wokoło leżą ludzkie ciała w różnych stadiach rozkładu. Ośrodek Badań Antropologicznych w Tennessee, gdzie doktor Hunter ma nadzieję odzyskać wiarę w siebie i na prośbę swego przyjaciela rozpoczyna dochodzenie w sprawie makabrycznego morderstwa.

W zasadzie trudno jest mi coś powiedzieć na temat tej książki. Jak już wcześniej wspomniałam, wcześniej raczej nie miałam styczności z kryminałami. Jedyne, co spełniło moje oczekiwania, to opis pracy antropologa. Zakończenie mnie zaskoczyło, aczkolwiek książka napisana jest takim językiem, że w zasadzie nie wywołało u mnie żadnych emocji.

To było moje pierwsze spotkanie z tym autorem i niestety obawiam się, że ostatnie. Jeśli będę miała sięgnąć po inne jego książki, to na pewno nie w najbliższym czasie. Nie jestem przekonana. Czytałam, bo czytałam, ale nie mogę powiedzieć, że książka mnie porwała i czytałam z wypiekami na twarzy. Cóż, nie był to mój najlepszy zakup.