Szeptem recenzja

Jest to debiutancka powieść amerykańskiej autorki, która dla pisarstwa porzuciła pracę w służbie zdrowia. Powieść ta otwiera trylogię o tej samej nazwie – „Szeptem”.

Książka ta opowiada nam o początkach miłości zwykłej szesnastolatki – Nory Gray; oraz upadłego anioła – Patcha. Bohaterów poznajemy na lekcji biologii, na której nauczyciel za podszeptem mentalnym Patcha każe uczniom przesiąść się. Nora musi rozstać się ze swoją najlepsza przyjaciółką, by jej miejsce zajął Patch. Od samego początku dziewczyna usilnie stara się nie ulec fascynacji tajemniczym i mrocznym chłopakiem. Jednak bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że nie wygra z rodzącym się uczuciem. Jak rozwinie się znajomość dwójki bohaterów? Jaki mroczny sekret skrywa Patch? Tego można się dowiedzieć tylko w jeden sposób… Czytając tą książkę.

Od samego początku książki można odnieść wrażenie, że doskonale znamy takie historię. W sumie nie ma się co dziwić, ponieważ schemat jaki zastosowała autorka jest doskonale znany z powieści Stephanie Meyer. Jedynym szczegółem różniącym te książki jest fakt, że Patch nie jest wampirem, a upadłym aniołem.

„Szeptem” czyta się szybko i letko dzięki temu, że została ona napisana w prostym językiem. Postacie bohaterów również są dopracowane i doskonale przemyślane. Każda z nich ma inne cechy charakteru, które doskonale ze sobą współgrają i tworzą naprawdę logiczną i wiarygodną osobowość.

Akcja książki wciąga już od pierwszych stron. Trzeba przyznać, że ciągle coś się dzieje. Jest naprawdę kilka momentów od których można dostać gęsiej skórki. Widać, że autorka doskonale przemyślała całą fabułę powieści. Do samego końca czytelnik nie ma pewności kto jest tym „dobrym”, a kto „złym”.

Na pewno szybko sięgnę po kolejną część, aby przekonać się jak potoczą się dalsze losy poznanych bohaterów.