Bez skazy. Pretty Little Liars recenzja

Inspiracją do napisania bestsellerowej serii były dla Sary Shepard wspomnienia z jej lat szkolnych. Wiem jedno, jeśli faktycznie przeżyła historie opisywaną w Pretty Little Liars to współczuję! Nie jeśli chodzi o tajemniczego nadawce, lecz o to, że sekrety ujrzałyby światło dzienne w razie niewykonania polecenia!

Wydarzenia w "Bez skazy" rozpoczynają się zaraz po ceremonii pogrzebowej Alison. Cała czwórka miała nadzieję, że wraz z pogrzebaniem Alison przestaną otrzymywać SMS-y od tajemniczego nadawcy. Niestety, życie pokazało jak złudne były te nadzieje. Po kolejnych wiadomościach dziewczyny pewne są jednego, w pojedynkę nie mają żadnych szans, więc jeśli chcą rozszyfrować nadawcę SMS-ów muszą połączyć siły i działać razem. Jednak czy po trzech latach rozłąki są w stanie zaufać sobie nawzajem? Zwłaszcza, że do miasta powraca Toby oskarżony przed laty za spowodowanie dość poważnego wypadku. Chłopak zawsze zwiastuje kłopotu i sprawia, że dziewczyny przestają czuć się pewne siebie, ponieważ łączy go z nimi pewien sekret, wspólna tajemnica o której wolałyby zapomnieć. Teraz nie mogą być pewne następnego dnia. Chcąc utrzymać sekrety w tajemnicy będą musiały wykonywać polecenia nadawcy wiadomości. Tylko czy dadzą rade?

Seria Pretty Little Liars to moja pierwsza nie-wampirza seria z którą miałam okazję zapoznać się bliżej. Nie byłam przekonana czy mi się spodoba, bo jako fanka książek o wampirach, do tej serii podchodziłam z pewnym dystansem. Jednak styl pisania Shepard i to, że główne bohaterki są w mniej więcej tym samym wieku co ja sprawiło, że zostałam wchłonięta do reszty w życie i historie bohaterów miasteczka Rosewood i szkoły Rosewood Day.

""NIE CIESZ SIĘ ZA WCZEŚNIE. TO JESZCZE NIE KONIEC. -A."