Literatura jest na tyle różnorodna, że możemy znaleźć w niej dosłownie każdy wątek, opis zdarzeń, które występują w prawdziwym życiu. Temat taki, jak popełnienie jakiejś głupoty z miłości, jest tak częsty, że można byłoby wymieniać i wymieniać tytuły, które nawiązują do powyższego. Miłość do rzeczy, muzyki, filmu, teatru, do drugiej osoby… – jak dobrze poszukać, to wszystko się znajdzie. Jednak nie oszukując się, to właśnie popełnienie głupoty z miłości do drugiej osoby jest jedną z najczęściej wałkowanych w literaturze. A co dla mnie jest największą głupotą zrobioną z miłości? Popełnienie samobójstwa.
Samobójstwo to również temat rzeka, nie chcę się zagłębiać szerzej w tym temacie, bo różne są tego przyczyny, temat, który może być dla kogoś przykry i wcale nie jest nieprawdziwy. Jednak czy nie ma nic głupszego niż odebranie sobie życia z powodu niespełnionej (a może i nawet spełnionej, kto wie…), zdradzieckiej czy utraconej miłości? Dlaczego tak uważam? Pisząc krótko – bo życie ma się tylko jedno, by je sobie odbierać z tego powodu. Miłość zawsze można znaleźć na nowo, w różnej postaci.
Jako przykład pozwolę się posłużyć tutaj Szekspirem i jego klasykiem „Romeo i Julia”. Dramat dobrze chyba każdemu znany. Jeśli jakimś cudem nie ze szkoły, to na pewno gdzieś we wszechobecnej kulturze, mogący występować w różnej postaci – gry, jakieś przysłowia itd. No ciężko żeby ktoś tego nie znał chociaż z nazwy.
„Romeo i Julia” - historia dwójki zakochanych, pochodzących z zwaśnionych rodów. Zakochani w sobie bez opamiętania, pobierają się bez wiedzy zwadzonych rodzin. Wkrótce dochodzi do konfliktu i pojedynków przyjaciół z obojga stron. Ostatecznie Romeo toczy walkę z Tybaltem, który ginie, za co Romeo ma zostać wygnany. Tymczasem Julia dowiaduje się od swej rodziny, że ma wyjść za mąż za Parysa. Nie chcąc tego, udaje się jej otrzymać miksturę, która wprowadza ją w stan podobny do śmierci. Informacja ta nie dociera do Romea, który po zobaczeniu swej ukochanej w trumnie, popełnia samobójstwo. Julia, która się przebudza i widzi nieżywego Romea, również odbiera sobie życie.
I teraz tak, wiem, że to klasyk, dramat z szesnastego wieku, można tu używać różnych opisów i epitetów w tym kierunku, jednak cała ta historia nie leży w pełni ze mną patrząc się na rzeczywistość. Poczynając od szaleńczej miłości, która wręcz naradza się po pierwszym ujrzeniu. Następnie po jednym dniu znajomości zawarcie małżeństwa. Kończąc na tragicznym finale – śmierci. Romeo zatracony w Julii i w całym jej bycie, nie stara się nawet sprawdzić, czy jego ukochana rzeczywiście nie żyje. Pamiętam, że czytając to, chciało mi się krzyczeć dlaczego jest on tak głupi i tego nie zrobił. Popełnia więc jedną z największych głupot jaką mógł zrobić z miłości, odbierając sobie własne życie bez żadnego zawahania. Na co Julia robi dokładnie to samo. Do niej również można mieć żale, dlaczego na początku po informacji, że ma się oddać innemu, nie decyduje się na wyjaśnienie wszystkiego, załatwienia spraw inaczej, tylko zażywa coś, co doprowadziło Romea do rozpaczy i tragedii.
No cóż, z dwojga złego, dobre dla nich to, że pewnie spotkali się ostatecznie tam, gdzie ich dusze powędrowały…