Dzień 18 - nie taki straszny...
Konkurs

Konkurs książkowy - Dzień 18 - nie taki straszny...
KONKURS ROZWIĄZANY
Każdy z Was zasługuje na nagrodę! Przełamanie swoich lęków to nie lada wyczyn. A tym bardziej "zaprzyjaźnienie się" ze swoim "strachem". Tym razem postanowiliśmy wyróżnić@mikka138(mamy nadzieję, że jeszcze nie raz odtańczysz swój szalony taniec),@kow_pola(siano jest dobre w każdym wieku),@wfekonom(nie możemy się doczekać, by kiedyś zobaczyć Twojego kulinarnego bloga). Gratulacje!

@kow_pola@kow_pola @mikka138@mikka138 @wfekonom@wfekonom
Czy mieliście w życiu taką rzecz, której za nic nie chcieliście spróbować? Jakieś dziwne danie? A może ekstremalna aktywność? A potem spróbowaliście i... okazało się wspaniałe? Opowiedzcie nam o tym.

Pytanie konkursowe:
Czego nigdy w życiu nie chcieliście robić, spróbować, doświadczyć, a potem się przełamaliście i okazało się, że bardzo Wam się podobało?

Spośród Waszych odpowiedzi wybierzemy trzy osoby, które otrzymają pakiet trzech książek od autorek, których być może jeszcze nie znacie, ale jak przeczytacie, to polubicie, czyli "Kiedy powiem sobie dość", "Insomnia", "Cisza".
Regulamin konkursu
    Udział wzięli:
    @kerim @paczek_grubas @u2003 @paulina2701 @aga.kusi_poczta.fm
    TA
    @kow_pola @sija002 @LiterAnka @wfekonom @beatazet @SunaiConte @Brzezina @Lady_in_Red @melkart002 @Gosia @mikka138 @iszmolda

Odpowiedzi

@iszmolda
@iszmolda ponad 2 lata temu
Znacie to uczucie gdy jesteście na festynie lub w wesołym miasteczku i widzicie ogromną karuzelę młot (sky master) czy taką na kształt kosza (nie znam nazwy) i macie ogromną ochotę spróbować, a jednocześnie ogarnia was paralizujący strach? Ja tak miałam, aż pewnego razu się przełamałam i kupiłam bilet na tą karuzelę "koszyk". Na początku nie było źle, karuzela kręsiła się w jedną stronę, później w drugą, jednak po chwili nabrała rozpędu, zmieniała położenie, a mi żołądek aż przyklejał się do kręgosłupa. Po wyjściu z karuzeli jeszcze dobrych kilka minut miałam mocne zawroty głowy i było mi niedobrze.
Podsumowując: przełamałam się, przezwyciężyłam swój strach, spróbowałam, jednak to był pierwszy i ostatni (przynajmniej na razie) raz, bo takie rozrywki nie są na mój żołądek i głowę.
@mikka138
@mikka138 ponad 2 lata temu
Dawno temu uczyłam się tańczyć, nie w szkole tańca, ale sama wymyślałam układy taneczne czy też wzorowałam się na teledyskach. Niektóre układy wychodziły super...tylko bałam się komukolwiek pokazać. Przyszedł czas kiedy poszłam na studia i wraz z grupą super osób stworzyliśmy taki swój mały "klub". Osoby te przekonały mnie, aby pokazać im jakiś układ. Nie wiem jak im się to udało, bo występy publiczne to nie była moja mocna strona, ale jakimś cudem udało im się mnie przekonać. Także niewiele myśląc zaczęłam nucić fragment piosenki i zaprezentowałam im jeden z układów. Bardzo im się spodobało i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że będąc w swoim żywiole zupełnie nie zwróciłam uwagi, że tańczyłam na tle akademiku, skąd wiele osób obserwowało co robię i zaczęli bić brawo:))) Wszyscy pękaliśmy ze śmiechu. Tańcem profesjonalnie się nie zajmuję, ale udało mi się przezwyciężyć lęk przed publicznością, za co jestem bardzo wdzięczna tym osobom. Niestety od czasu studiów minęło wiele lat i nie z każdym utrzymuje się kontakt, ale wspomnienia pozostaną na zawsze oraz wiara w siebie i w swoje możliwości:)
@Gosia
@Gosia ponad 2 lata temu
Tańczyć! Zawsze uważałam, że mam dwie lewe nogi i kompletny brak talentu tanecznego! Do momentu, aż poznałam mojego aktualnego męża!🥰 Od początku namawiał mnie na tańce i mimo iż sam nie jest w tym mistrzem czy zawodowcem, to radzi sobie naprawdę dobrze. Zaczęliśmy wspólnie tańczyć na imprezach, chodzić na wesela, moją studniówkę i tego typu imprezy i okazało się, że się świetnie zagrywamy w tańcu, ale również i w życiu! Zostaliśmy małżeństwem i uwielbiamy razem tańczyć przy każdej możliwej okazji! Może nie jesteśmy mistrzami, ale my sami świetnie się przy tym bawimy i to jest najważniejsze!🥰
@melkart002
@melkart002 ponad 2 lata temu
a mnie zawsze wydawało się, że świat niematerialny nie istnieje. Pewnie część z was uzna, że jestem głupi albo niespełna rozumu. Pewnie trochę tak, ale do pewnego momentu też sądziłem, że nic nie ma, że cała ta otoczka jest wymysłem. Jednak ciekawość sprawiła, że zacząłem zgłębiać wiedzę na te tematy. w czasie tej "podróży" spotkałem intrygujących ludzi, którzy pokazali mi rzeczy, które jeżą włosy na głowie i nie tylko. Dzięki nim widziałem istne cuda, jedne piękne, inne tak mroczne, że mrok wydaje się igraszką... nie jestem zwolennikiem aby komuś narzucać swoje poglądy, nawet te religijne, ale powiem tak - choć świat to nie mieści się w głowie, jest coś więcej niż ta rzeczywistość, i lepiej przygotujcie się na to, że czeka was niemiła niespodzianka po śmierci

@u2003
@u2003 ponad 2 lata temu
Nigdy w życiu nie chciałam publikować recenzji w internecie. Mimo względnej anonimowości wydawało mi straszne, że obcy ludzie mieliby czytać to co ja piszę. Przełamałam się dzięki przyjaciółce i bardzo złej książce, którą przeczytałam i napisałam recenzję dla siebie (wcześniej pisałam kilka dłuższych opinii, ale tylko do wglądu przyjaciółki, jak chciałam jej coś polecić... i potem robiło się ponad 700 słów tekstu...). Dałam tę pierwszą recenzję do przeczytania jeszcze kilku osobom i stwierdzili, że mam wrzucić, co zrobiłam i polubiłam pisanie i publikowanie recenzji i odtąd nie ma z tym problemu ;)
@paulina2701
@paulina2701 ponad 2 lata temu
Cały czas zarzekałam się, że nigdy w życiu nie będę jeździć autem. Bałam się tego panicznie (mnóstwo różnych rzeczy do ogarnięcia i nieprzewidywalność innych kierowców). Pewnego dnia chyba zwyczajnie dorosłam do tego, by pokonać w sobie barierę. Instruktor sprawił, że miałam z tego sporo frajdy, a ja miałam dodatkowo satysfakcję, że jednak dałam radę. Bałam się nadal, ale przy okazji cieszyłam się jak małe dziecko. To była świetna decyzja i idealny moment.
@kow_pola
@kow_pola ponad 2 lata temu
Raczej jestem osobą, która wręcz kocha to co nowe, nieznane i pachnące emocjami, jednak mimo wielkiego zapału raczej mój umysł stara się sprowadzać mnie na ziemię. Tak było podczas ostatniej zimy kiedy pojechaliśmy w nasze ukochane miejsce pocieszyć się śniegiem, który zawitał po długiej nieobecności. Jak się okazało górka była cudowna, jednak musieliśmy zabrać ze sobą jedynie sanki, jabłuszko iuwaga!!!worek z sianem w środku. Kto jeszcze pamięta ten cudowny wynalazek? Pewnie was to rozśmieszy, ale dla mnie to był nie lada wyczyn, żeby usiąść na nim wygodnie, podnieść nogi do góry i z radością pojechać w siną dal haha... Bałam się, że nie będę umiała, że dzieci będą się ze mnie śmiać, a może nawet nie pojadę daleko. Stałam tak na tej stromej górce z dobre 10 minut przepuszczając całą rodzinę w kolejce, ale mój siostrzeniec nie dał za wygraną. Kazał mi usiąść i jechać. Byłam lekko zaniepokojona. Jednak okazało się, że to było najlepsze co mogło mnie spotkać. Okazało się nawet, że nie chciałam się z nikim zamieniać na sanki czy jabłuszko, a moim kompanem stał się worek z sianem. Jednak stare sposoby są najlepsze, a ja już nie chcę zimy bez siana :)
@Lady_in_Red
@Lady_in_Red ponad 2 lata temu
Pochodzę z małej wioski i od zawsze wiedziałam, że będę chciała iść na studia. Kiedy chodziłam jeszcze do szkoły nie wyobrażałam sobie jak to będzie musieć wyprowadzić się z rodzinnego domu i ruszyć w świat, żeby móc dalej się uczyć. W mojej rodzinnej miejscowości jest tak jak na każdej wsi, kilka domów przy jednej drodze, wszyscy się znają, kilka sklepów w których załatwisz dosłownie wszystko, o tramwajach czy jakiejś innej komunikacji miejskiej można było zapomnieć. Byłam zawsze raczej dosyć zaradną dziewczyną, ale przerażała mnie wizja tego jak odnajdę się w ogromnym kilku-dzielnicowym mieście, którego kompletnie nie znam, gdzie nie mam pojęcia, w który tramwaj wsiąść by dojechać na uczelnie i nie znam kompletnie nikogo. Dziś te wszystkie obawy wydają się nieco zabawne, z perspektywy czasu okazało się, że poradziłam sobie doskonale i z łatwością przetrwałam w miejskiej dżungli :D Co więcej, rzucanie się na głęboką wodę i odnajdywanie ścieżek w nowych miejscach aby wyjść poza własną strefę komfortu przypadło mi do gustu do tego stopnia, że pokochałam wyjazdy za granicę na własną rękę z planem miasta w kieszeni ^_^. A w ogromnym mieście, które początkowo tak mnie przerażało mieszkam do dziś, mimo niekonkurującej z niczym innym miłości do mojego rodzinnego miejsca 😊

@Brzezina
@Brzezina ponad 2 lata temu
Pojechałam kiedyś do Hiszpanii odwiedzić moją przyjaciółkę. Kiedy wybrałyśmy się na obiad zaproponowałam żebyśmy zjadły coś miejscowego. Było to w Santiago de Compostela, regionie północnej Hiszpanii, więc Kaja zabrała mnie na ośmiorniczki po galicyjsku.
Szczerze, sama nigdy nie wybrałabym tego dania z karty, ale słowo się rzekło i musiałam dotrzymać obietnicy. Po skosztowaniu okazało się że ośmiorniczki zrobione w dobry sposób są bardzo dobre, choć naprawdę specyficzne w smaku.
Od tej pory nauczyłam sie próbować kosztować innych potraw, jeść owoce morza i zawsze wybierać regionalne potrawy gdy jestem za granicą.
Naprawdę warto poznawać różne miejsca i dania, które odzwierciedlają specyfikę, kulturę i dobra danego miejsca.
@SunaiConte
@SunaiConte ponad 2 lata temu
Jak chodziłam do szkoły organizowane były dla nas darmowe kursy. Ja oczywiście wybrałam sobie kurs wózka widłowego. Jakoś tak po zakończeniu kursu nie chciałam szukać pracy gdzie pracuje się na takim stanowisku.
Ale kilka miesięcy temu koleżanka namówiła mnie żebym spróbowała. I teraz już piąty miesiąc pracuje jako operator wózka widłowego. Nie wyobrażam sobie innej pracy. Bardzo podoba mi się jazdą wózkiem chociaż największą prędkość jaka osiąga to 10 km/h.
Z przyjemnością chodzę do pracy.
Oczywiście są takie momenty kiedy coś mi nie wyjdzie i wywrócą mi się pojemniki bądź palety, ale nie zraża mnie to do pracy.
Tak więc jak ktoś się czegoś boi bo myśli że się do tego nie nadaje albo nie da rady, zawsze warto spróbować. Może wyjdzie nam to na dobre.
@beatazet
@beatazet ponad 2 lata temu
Dla mnie najgorsze było wejście na Taras Widokowy w Pałacu Kultury i Nauki. Mam lęk wysokości i bardzo wiało akurat tego dnia, ale potem zobaczyłam Warszawę z zupełnie innej perspektywy. Bardzo mi się podobało!
@wfekonom
@wfekonom ponad 2 lata temu
Nie lubię... Nie umiem... Nie będę gotować! Najgorszy dzień kulinarny: narzeczony (wtedy) przyniósł surowego kurczaka, z nadzieją na obiad. Ratunku! Jak go upiec? A były to czasy z przed internetu i komórek, w akademiku nie było książek kucharskich. Wspólna kuchnia, a tam piekarnik, którego nie umiem obsługiwać... Wspólnymi siłami kurczak został upieczony, dało się zjeść. Od tego czasu minęło ponad 20 lat, prowadzę blog kulinarny, to ja udzielam porad ;) Ponoć wszystko wychodzi mi pysznie ;)))
@LiterAnka
@LiterAnka ponad 2 lata temu
Moja opowieść o nauce jazdy na nartach będzie pasowała do tego schematu. Z tym, że chciałam spróbować, ale pierwsze dwa wyjazdy na narty to był ból, pot i łzy. Kiedy już zaczęłam odrobinę panować nad deskami na płaskich niemal stokach, mój znudzony mąż zabrał mnie wyżej. Leżąc w śniegu co trzy metry, płacząc z wściekłości i bezsilności, ostatecznie zjechałam, cóż, zostać nie mogłam. Grzane wino na dole mnie uspokoiło.
Nie poddałam się wtedy, jeździłam wolniej niż inni, mniej ładnie i stylowo, ale z czasem nauczyłam sie na tyle, by prędkością wzbudzać obawy męża o życie.
@sija002
@sija002 ponad 2 lata temu
Odkąd pamiętam byłam uważana za tą wiecznie się bojacą.
I po części muszę się z tym zgodzić, boję się wielu rzeczy.
Zawsze jednak byłam ciekawa jak to jest skończyć na bungee i stawiałam to bardzo wysoko blisko szczytu swoich małych marzeń.
Kiedy skok dostałam w prezencie z jednej strony cieszyłam się jak nigdy, z drugiej pojawił się właśnie strach (teraz wiem, że niepotrzebny.)
Stojąc pod bungee zdecydowanie byłam w momencie, w którym już nie chciałam tego robić.
Zarzekałam się że nie skoczę, nie dam rady i wrócimy do domu.
No ale prezent i marzenie, przecież bym bardzo żałowała, że nawet nie wyjechałam na górę.
Pamiętam jak okropnie wysoko wyglądało to z dołu (na górze patrzyłam przed siebie więc nawet nie wiem)
Szybkie spadanie to coś, czego nie wyobrażałam sobie nigdy.
Ale najbardziej podobało mi się już takie swobodne wiszenie głową w dół i kołysanie się na boki 😄

Teraz w planach mam skok z najwyższego bungee na świecie 💛
Może kiedyś i to się uda 🙈
TA
@tayen ponad 2 lata temu
Dzieci, nigdy nie chciałam się zajmować dziećmi ani mieć dzieci. A życie zmusiło mnie do wzięcia pierwszej oferty pracy jaką była praca w szkole językowej dla dzieci. Mam przechodnie biuro wiec wszystkie dzieciaki są u mnie i po pół roku czystego przerażenia okazało się, że je polubiłam. Pracuję tam już 4 rok i cały czas czerpię coraz większą sytuację. Kiedyś uciekałam od dzieci z poczuciem lekkiej pogardy, a teraz prowadzę warsztaty plastyczne, opiekuję się najmłodszymi i dla wielu jestem ciocią. Nawet córeczka szefowej uwielbiała przychodzić do mnie i cieszyła się cała sobą :)
Małe potworki mnie oswoiły i powoli dojrzewam do myśli rozwinięcia tego kontaktu o pracę wolontariacką z dziećmi ze spektrum.
Nikt z moich bliskich nie sadził, że z wroga dzieci stanę się ich przyjacielem i to z wzajemnością :)
@kerim
@kerim ponad 2 lata temu



Kiedyś wielką odrazą napawały mnie dwa dania (podroby) tj.: „wątróbka” oraz „flaki”. Już sama nazwa mnie odpychała, a co dopiero wygląd (no i smak)!

Mój Tato (rzadziej Mama) czasami ww. potrawy robił w domu. Głównie była to wątróbka, a od wielkiego dzwonu flaki. Smażenie jej z cebulką, odbywało się w krótkim okresie, zapach unoszący się z kuchni powodował, że omijałam to pomieszczenie i wietrzyłem cały dom. Zdarzało się, że próbowałem, ale niestety smak, nie powodował u mnie radości! Widocznie taki sposób przyrządzania potrawy, Tacie odpowiadał, i tak lubił.

Pewnego razu znajomy z pracy, zamówił wątróbkę z barze. Była z cebulką, wysmażona i jakaś taka inna, niż u mnie w domu. Spróbowałem i stało się coś dziwnego – odczułem , że jest dobra i smaczna. Szok! Później w domu, wiele razy sam ją robiłem (też moczyłem w mleku, aby zminimalizować nieprzyjemny zapach i polepszyć smak). Wątróbka już jest w moim menu.

Inna potrawa to flaki, do której od lat się zbliżałem, ponieważ też jej smak, jakoś był z innej orbity. W tym przypadku, też tak wyszło, że w pracy spróbowałem i się zachwyciłem. A było to tak – odbywało się spotkanie dla większej ilości osób, Pani, która przyniosła wielki gar flaczków, poprosiła mnie, abym na kuchence gazowej je mieszał. Tak też robiłem i sobie próbowałem (czy jest zagrzane). Uwierzcie – nigdy wcześniej, ani później, nie jadłem tak pysznych flaków! Pikantne, zaczarowane, rewelacyjne. Troszkę wtenczas zjadłem! Obecnie kupuję gotowe. Może kiedyś sam zrobię. Flaczki też są już w moim menu.

Prawdą jest, że odpowiednie umiejętności kulinarne (przyprawienie), doświadczenie, wiedza, wyczucie, spowoduje, że z każdej potrawy można przyrządzić prawdziwy majstersztyk! Cieszę się, że przełamałem w sobie obawy i spróbowałem tych dań. Najważniejsze – są smaczne i je jem!

Wiele lat temu Rabelais François wypowiedział znamienne słowa: „Apetyt przychodzi w miarę jedzenia”. To szczera prawda. A ja lubię dobrze zjeść. Smacznego Wszystkim!


Przykłady dań (Źródło – Wikipedia):

Flaki


Wątróbka (po bawarsku)

:-)
@aga.kusi_poczta.fm
@aga.kusi_poczta.fm ponad 2 lata temu
Zawsze popierałam, acz sama unikałam, chodzenia z kijkami nord walking. Znając zalety tak banalnego ruchu, widząc uśmiechy i pasję w twarzach i oczach mijanych wieczorem piechurów, cieszyłam się i ja. Radość ludzi raduje i mnie, tak już jestem "zbudowana", podobało mi się to spędzanie aktywnie czasu i odświeżanie głowy.
Ale sama... Nie wychodziłam...
I mija pół roku.
Jestem po operacji kolana.
Pod odstawieniu kul, codziennie chodzę z kijkami do nord walking. Późno? Pewnie tak. Ale teraz wracając do zdrowia i formy uśmiecham się do mijanych ludzi, uważam na chodzenie i mimo trudności cieszę się... z tych kijków właśnie. Ktoś powie - chciała, ma. Pewnie tak, pewnie sama sobie je zaczarowałam, ale... nawet złe słowa już mnie nie ranią. Szukam siły, daję ją innym, a sama łapię uśmiech chodząc dzień w dzień w towarzystwie dwóch kijków o gumowych stopkach.
@paczek_grubas
@paczek_grubas ponad 2 lata temu
Powiem szczerze, nigdy nie chciałem wykupić abonamentu Netflixa, ale muszę przyznać, że po wykupieniu i przetestowaniu, to naprawdę fajna zabawa, która sprawia wiele radości. Niemniej jednak, jest to dość spory pożeracz czasu, ale taki jego urok. Nie zawsze można połączyć przyjemne z pożytecznym.
Jeśli dobrze kojarzę są to dwie rzeczy. Jedną z nich były krewetki. W życiu bym ich nie zjadała, ale raz babcia dała mi je, nie mówiąc co to. Zasmakowały mi i dopiero po ich zjedzeniu dowiedziałam się, że to krewetki. Od tamtego momentu poprostu uwielbiam robić dania z ich udziałem. 🦐
Drugą rzeczą jest wspinaczka. Ogólnie mam lęk wysokości, jednak kiedy za drugim czy trzecim razem pokonałam tą samą trasę w górę, nie chciałam przestać. Można powiedzieć, że to zaczęło mnie przyciągać. 🙈
© 2007 - 2024 nakanapie.pl