Książkowe wydanie kultowej rubryki "New York Timesa", na podstawie której powstał znakomity serial "Modern Love". Kolekcja najlepszych tekstów z kultowej rubryki " The New York Times". Młoda ko...
Miłość ma różne oblicza. Jednym z nich jest miłość rodzicielska.
Taki list do New York Timesa powinna napisać Maggie z powieści "Co się skrywa między nami?". Być może gdyby na samym początku, gdy z jej córką Niną zaczęły dziać się dziwne rzeczy napisała list ta historia potoczyła by się zupełnie inaczej. Być może wtedy Maggie zrozumiałaby, że nie da się ochronić dziecka przed całym światem. Tym bardziej nie da się ochronić go przed nim samym. Gdyby Maggie napisała list, gdyby przeczytała swoją historię w gazecie i spojrzała na nią chłodnym okiem podjęłaby inne decyzje i nie doprowadziła do tej tragedii która się wydarzyła. Tylko wtedy zamiast świetnego thrillera psychologicznego mielibyśmy rodzinny dramat.
Swoją historię mógłby opisać Joel z książki "Nas Dwoje" Holly Miller. Sam w końcu najpierw poprzysiągł sobie, że nigdy się nie zakocha (o zgrozo! Kto tak nie zrobił, niech pierwszy rzuci kamieniem). Miał oczywiście dobry powód, ale kiedy spotkał na swojej drodze piękną Callie, to nie mogła inaczej się skończyć jak miłością od pierwszego wejrzenia. Życie jednak nie jest takie proste i tym razem zaznaczyło mocno swoją obecność w życiu tych dwojga. Ta piękna historia, z góry skazana na porażkę, powinna mieć dobre zakończenie. Każda strona przybliża nas do nieuchronnej tragedii i im bardziej czujemy, jak to wszystko się skończy, tym mocniej szukamy lepszego zakończenia. Może gdyby Joel napisał, ktoś mógłby mu pomóc, wynaleziono by jakieś "lekarstwo" na jego przypadłość, może w końcu odnalazłby sens swojego życia, a może ono napisałoby jeszcze inny scenariusz? Z pewnością jego historia poruszyłaby niejednego czytelnika i złamałaby nawet największego twardziela. W końcu każdy z nas poszukuje miłości i każdy z nas na nią zasługuje. Niestety droga do upragnionego szczęścia dla każdego jest inaczej ułożona.
Swoją historię miłosną mogłaby opisać Poppy Litchfield z książki Tillie Cole " Tysiąc pocałunków". Historia miłości między głównymi bohaterami. Poppy już jako dziecko wiedziała że kocha Runea. Miłość która została przedstawiona w książce jest jednocześnie zachwycają i bardzo przygnębiająca. Zachwycająca dlatego że miłość która poczuli do siebie główni bo bohaterowie jest dla mnie nie do ogarnięcia. Jak tak młodzi ludzie mogą odczuwać tak wiele. I na tak wiele sposobów pokazywać sobie swoją miłość. Bardzo przygnębiająca dlatego że główna bohaterka jest śmiertelnie chora i wie że nie zostało jej wiele życia. Czytając ich historię miłosną sama odczuwałam bardzo dużo emocji. Głównie smutek dlatego że nie będzie im dane przeżyć wspólnie życia. Czytając książkę przerywałam ją kilka razy, nawet w ciągu dnia bo emocje które opisywała autorka nie pozwoliły mi na to.
Poppy wysyłając historię do „New York Timesa” pokazałaby wielu ludziom że każdy dzień jest cenny i należy cieszyć się każdą chwilą z ukochaną osobą.
Anna Shirley jest bohaterką bardzo mi bliską z lektury szkolnej, którą czytałam trzykrotnie pt. '' Ania z Zielonego Wzgórza''.
Powinna napisać list o swojej osobistej historii związanej z jej problem, który borykała się bardzo długo. Nieakceptacja, znoszenie przezwisk, jakie musiała z nimi zmierzyć oraz ta ciągła walka o siebie. Ania pomimo, że jest niekochana, ale posiada w sobie wiele ciepła i to, że jest otwarta na potrzeby innych i niezawaha się pomóc potrzebującym jej, kocha dzieci, rozmowy z ludźmi. Umie zaciekawić sposobem myślenia. Gdyby nie została wydana książka byłoby smutno bez jej poznania tak sympatycznej rudej dziewczynki, jaką była Ania. Szkoda, że dostrzegamy po fakcie, że może w takiej uroczej, mającej wiele do powiedzenia dziewczyce zmieni się los rodzeństwa Mateusza i Matyldy.
Liczę na to, że wiele rodzin otworzy serca na pokochanie takich dzieci, jak Ania Shirley, które nie wiedzą, oznacza prawdziwe słowo miłość.
Znają jedynie inne nic nie znaczące dla nich słowa od nienawiści po zwroty: '' Nie mam dla Ciebie teraz czasu".
Oby pojawiało się wiecej Mateuszów i Maryli wśród nas, którzy odmienią losy tych wspaniałych dzieci czekające z szybką nadzieją powiedzenia słów: " Mamo, Tato kocham Was dziękuje za to, że jestem z Wami.''
Są książki, które zostają w pamięci na długo. Taką właśnie jest "Co wydarzyło się w Madison County". Myślę, że to główna bohaterka tej książki, Francesca Johnson, powinna w liście do nowojorskiej gazety opisać swoją piękną historię miłosną. Francesca opowiedziałaby o pierwszym spotkaniu z Robertem Kindcaidem, fotografem, o rodzącym się między nimi uczuciu, wzajemnej fascynacji, wreszcie namiętności, która była silniejsza niż konwenanse. Napisałaby zapewne też o dramatycznym zakończeniu tego uczucia i rozstaniu.Tym listem udowodniłaby, że miłość nie zna metryki, a silne uczucia i namiętność mogą dotyczyć również dojrzałych już ludzi i nie są zarezrowane tylko dla młodych. Być może Francesca będzie żałować podjętej decyzji i dlatego napisze list. Bardzo chciałabym, żeby Robert go przeczytał i odszukał Francescę, a wtedy zakończenie tej wzruszającej historii o miłości, która przecież tak krótko trwała, byłoby zupełnie inne...
Zaskoczeniem dla wszystkich byłby Jakub Wędrowycz. Opis swojej miłości za młodu, która przyczyniła się do długo trwałego okaleczenia dziadka Jakuba, nadmieńmy, że egzorczysta miał w wóczas nie więcej niż dziewięć lat. Czy skończyła się szczęśliwie? Czy Marysia go zechciała? Nie o tym mówię!
Wszyscy wiemy, że Jakub kocha swój zawód. Jakie były jego początki na tej drodze i czy myślał o rezygnacji? Pierwsze zadanie malutkiego Jakuba? Ileż razy ta miłość wpędziła go do grobu, dosłownie i w przenośni! Też jesteście ciekawi, nieprawdaż? Taki list byłby zaskakujący. I dla nas znających historię Węrowyczów i dla tych, którym w najśmielszych snach takie cuda się nie śniły.
Zostaje jednak kilka pytań... Po cóż Jakub miałby tam wysyłać list? Może po pijaku?
Czy byłoby to zaskakujące zakończenie? I tak i nie. Zaskakujące i niezwykłe na pewno. Zakończenie? Ależ skąd, Jakuba nawet diabli nie wzięli.
Czy taki list by coś zmienił? Dla nas czytelników i wiernych fanów Wędrowycza? Tak. Dla Jakuba? No może ciut więcej policji
i zamieszania z Birskim. Jednak wiemy, że nigdy takiego listu nie zobaczymy. Przecież umiejętność pisania i cztania w Wojsławicach to WSTYD!
Skoro różne oblicza miłości, to o miłości do ludzi mogłaby napisać Rut Dayan (postać autentyczną) bohaterka książki Nieprawdopodobna przyjaźń. Mogłaby napisać, że niezależnie od barier w postaci wojen, nienawiści, krwi, żałoby i wszystkiego co neguje miłość do drugiej osoby można kochać i osiągnąć pokój. Jej list trafiłby do ludzi w różnych zakątkach świata i poruszyłby serca. Czy to utopia ? Być może !
Moim zdaniem taki list mógłby napisać Severus Snape do swojej ukochanej Lily. Mama Harry'ego była jego jedyną miłością. To dla niej przeszedł ze strony zła na dobrą. Mógłby opisac swoje rozterki, a jednocześnie pasję, która nim kierowała. Czuł nienawiść do taty chłopca, który przeżył, a jednak chronił go za wszelką cenę. Nie bał się ryzykowac życiem. Jego patronusem była łania, tak jak patronus jego Lily. Może gdyby powiedział jej co czuje, Lily by nie zaufała Glizdogonowi i wybrała jego na powiernika sekretu, dzięki czemu mogliby przeżyć? Może wtedy przepowiednia by się nie spełniła? Może byłby typowy trójkąt? Może wybrałaby jego a nie Jamesa? Kto wie...
Ks. Jan Kaczkowski! Jest oczywiście Autorem, ale i bohaterem książkowym. Pokazuje swoim życiem i swoją twórczością niezwykłą afirmację życia w obliczu śmiertelnej choroby. Miłość, której na co dzień nie rozumiemy, której nie dostrzegamy, o którą nie walczymy. Mowa o miłości do każdego człowieka, w którym widział pierwiastek nieskalanego dobra i do każej sekundy życia, która jest nam darowana. Brakuje mi jego słów, nowych komentarzy, tego krystalicznie czystego poczucia humoru i pokornej szczerości. Gdyby napisał taki list do rubryki New York Timesa zostawiłby jeszcze jedno memento pomagające żyć nam na tym ziemskim padole będącym niejako poczekalnią tego, co nadejdzie...
Myślę, że list powinna napisać postać, w której kochały się całe pokolenia dziewcząt (pośród, których oczywiście i ja byłam). Tajemniczy, niedostępny, nie kto inny jak Włóczykij!
Opisałby w liście, że mimo zamiłowania do samotności, podróżowania w nieznane, w końcu znalazł swoje miejsce i uczucie, które powiedziało mu "Zostań".
Była to wielowymiarowa podróż poprzez siebie, sens życia, aż do zrozumienia, że samotnośc nie jest pisana człowiekowi i nawet największy włóczęga w historii potrzebuje bezpiecznych ramion gdzie będzie wracał.
List ten złamałby serca kolejnych pokoleń (już nie można by było snuć romantycznych wizji, że to do nas przyprowadzi go droga), ale też wywołałby wiele westchnień wzruszenia, że dla każdego samotnego serca w końcu będzie czekała miłość.
Stanisław Wokulski powinien napisać list do rubryki "New York Timesa". Chciałbym zrozumieć jego postępowanie. Czemu zniknął we mgle dymu lokomotywy. I czemu chciał popełnić samobójstwo. I wreszcie: czemu tak zalezało mu na znajomości z panną Oj, to byłaby dyskusja! Przypuszczam że wielu czytelników nie polubiłoby Wokulskiego. To by dało do myślenia panu Stanisławowi i być może zmieniłby decyzję w sprawie dalszego życia.
Mnie przychodzi do głowy "Pamiętnik" Nicolasa Sparksa. Gdyby Allie zamiast tylko czekać na listy od Noah sama jakiś napisała do niego, mogliby być razem dużo wcześniej, nie zmarnowaliby tylu lat. Na miłość nie powinno się przecież bezczynnie czekać, lecz brać sprawy w swoje ręce. Jak uczy literatura i filmy, warto rozmawiać, pisać i wyjaśniać sprawy niedopowiedziane lub upewniać się, czy właściwie oceniliśmy daną sytuację. A więc rozmawiajmy ze sobą, piszmy do siebie, kochajmy się!
Gdy słyszę słowa "listy" i "miłość" od razu przychodzi mi na myśl główny bohater "Cierpień młodego Wertera" :) On z pewnością chętnie skorzystałby z możliwości publicznego rozrachunku ze swoimi troskami. Gdyby była to współczesna opowieść, to publikacja jego listów być może mogłaby zmienić bieg wydarzeń i zapobiec tragicznemu zakończeniu.