Przede wszystkim na samym początku nadałabym konkretną nazwę mojemu konsorcjum. Zorganizowałabym z moją grupą zebranie. Podczas trwającego zebrania poruzylibyśmy zagadnienia nas najbardziej interesujące. Następnie określamy, co chcemy dokonać w naszym założeniu, że tworzymy znakomitą drużynę potrafiącą się wspierać, działać razem opierajac się na zaufaniu, bezpieczeństwu które jesr i będzie potrzebne w każdej nadarzającej sytuacji.
Moje konsorcjum zajmowałoby się organizowaniem spotkań dla osób, które ma problemy z akceptowaniem współczesnych chorób, które nie do końca jest rozumiane przez społeczeństwo.
Przykład.
Problemy alkoholowe, z akceptacją samego siebie podczas choroby, mogą pisać o tym, co czują, kiedy są sami, na jakie tematy chcą rozmawiać, co im sprawia trudność.
Po zakończeniu zebrania kazda ooba należąca do mojego zespołu wybiera sobie z zestawionych grup problemowych osoby do których udajemy się wspólnie i zaczynamy swoje zamierzone działania.
Po wspólnym obiadowym posiłku rozpoczynamy wyjazdy do osób, które chcą podjąć trudną walkę z przeciwnościami ich losu, który może pomóc nie jednej osobie pokonać strach, aby stać się silniejszym.
Na koniec dnia dzielimy się uwagami czekając cierpliwie na uzyskanie pozytywne rezultaty naszych założeń niezależnie od poniesionych ssukcesów i porażek.
Dziękuje za uwagę. Do kolejnego spotkania:)
Hmm, sądzę że to zależałoby od tego, czy nasza organizacja stałaby po ciemnej czy jasnej stronie mocy. Gdyby po tej pierwszej, mój dzień wyglądał dosyć ekscytująco. Najpierw szukałbym kogoś kto zasługuje na śmierć, oczywiście, wcześniej przeprowadziłbym szczegółowe rozpoznanie, aby potwierdzić swoje podejrzenia co do jego winy. Dopadłbym takiego osobnika w najmniej oczekiwanej dla niego chwili, a następnie... nie nie zabiłbym go tak od razu. To za proste, za swoje czyny trzeba przecież zapłacić karę, a szybka śmierć jest miłosierdziem... Najpierw musiałby przeżywać ten sam dzień przez jakiś czas, bez jakichkolwiek wyjaśnień, bez jakichkolwiek tortur w bezwzględnej ciszy, w bezwzględnym mroku, tak, aby jego zmysły nabrały mocy, wyostrzyły się. Po upływie powiedzmy tygodnia pojawiła by się możliwość ucieczki, ale... byłaby ona utrudniona. Delikwent musiałby pokonać labirynt najeżony przeróżnymi pułapkami, wyzwaniami (które pomogłoby mu przechodzić przez kolejne elementy labiryntu, ale oczywiście, wymagałyby dużej ceny i wysiłku z jego strony, czasem krwawego wyrzeczenia...). Jeśli udałoby mu się wyjść z pułapki (ale szczerze wątpię - bo przecież udoskonalałbym ją z każdym kolejnym seryjnym mordercą czy pedofilem), musiałby rzucić na szalę swoje życie. I tylko wtedy gdyby to zrobił (np. za cenę uratowania kogoś innego, oczywiście podstawionego figuranta) mógłby odkupić własne życie. Gwarantuję, żeby było to przeżycie iście transcedentalne, które zmieniłoby go na całe życie. Jeśli nie, trudno - ludzkie życie jest tak mało warte, a zlych ludzi jest taki ogrom. Jeśli stałbym po jasnej stronie mocy, moja organizacja zrobiłaby wszystko, aby podporządkować sobie wszystkie instytucje na świecie, wszystkich ludzi... w sumie, wyszłoby na to samo ;D pozdrawiam
1. Dobór ludzi, do których mam absolutne zaufanie.
2. Dokładne sprawdzenie siedziby organizacji, czy nie ma założonych podsłuchów.
3. Zapewnienie bezpiecznych sposobów łączności.
4. Pozbycie się ludzi z szemraną przeszłością.
5. Opracowanie w ścisłym gronie współpracowników planu działań na najbliższy okres czasu jak również planu długofalowego.
6. Opracowanie i egzekwowanie jasnych i jednoznacznych norm prawnych wewnątrz organizacji.
Gdybym stała na czele Konsorcjum, z pewnością byłaby to tajna organizacja należytej sprawiedliwości. Nasze prawo byłoby całkiem inne, niż to, które obowiązuje w Polsce. Ktoś zabił z zimną krwią? Za karę będzie przez trzy dni umierał w męczarniach. Ktoś zostawił dziecko lub zwierzę na pastwę losu? Za karę będzie przywiązany do drzewa, żeby ginął z głodu i pragnienia. A może ktoś komuś coś ukradł? Jego karą będzie roczna niewola, z jedynie chlebem do jedzenia i wodą do picia.
Oprócz tego bylibyśmy organizacją na wynajem, a ja zajmowałabym się rozważaniem zleconej zemsty. Jeśli byłaby zrozumiała, wtedy oczywiście podejmowalibyśmy się zadania, natomiast jeśli okazałaby się ona jedynie czyimś widzimisię, to wtedy ta zemsta stała by się zemstą na samym zlecającym.
Osobiście chciałabym stać na czele mafii. Zajmowałabym się przemytem narkotyków i praniem brudnych pieniędzy.
Mój dzień zaczęłabym od godzinnego joggingu a następnie wypicia filiżanki kawy karmelowej z bitą śmietaną.
Do pracy jeździłabym osobiście swoim samochodem - lamborghini aventador. Oczywiście przede mną i za mną jechałaby moja ochrona. Po dojechaniu do miejsca docelowego ( a jest ich kilka, w zależności od tego co miałabym w planach. Tym razem są to doki na obrzeżach miasta) wysiadłabym z samochodu wraz z obstawą i udała się do budynku. Oczywiście po wejściu do środka każdy z moich ludzi okazałbym mi szacunek poprzez skinięcie głową. Na dzisiaj zaplanowana została nowa transakcja towaru i w tym celu nadzoruje jej przebieg. O umówionej godzinie spotkałabym się ze swoim kupcem. Następnie nastąpiłaby transakcja podczas której wszystko przebiegłoby pomyślnie. Po zakończonej transakcji kolejny miejscem w którym bym się zatrzymała byłaby restauracja której jestem właścicielkom, gdzie świętowałabym z moimi ludźmi udaną transakcję.
Moją pierwszą decyzją byłoby ustalenie reguł jakimi rządziłaby się organizacja.
1. Całkowita lojalność w stosunku do swojego Dona.
2. Jakakolwiek oznaką zdrady karana śmiercią.
3. Nigdy nie mieszać się w handel żywym towarem.
4. Nie zabijać kobiet i dzieci.
5. Wzajna pomoc pomiędzy Domami.
6. Nigdy nie pomagać służbom mundurowym.
7. Szacunek osobom starszym.
Pewnie w miarę czasu zasady te rozrastałyby się i byłby ich znacznie więcej.
Chciałabym stanąć na czele konsorcjum zrzeszającego osiedlowe pieski jako mój pies Miki. Jest tutaj wiele spraw do obszczekania!
Na pewno palącym tematem numer 1 na pierwszym spotkaniu będzie sprawa ptasia. Wrony, sroki, wszystkie latające czarne mendy muszą zniknąć! Gołębie i kaczki są ok, one się nas boją, ale cała reszta panoszy się szczególnie w okolicach stawu (najlepsza miejscówka do siusiania, yo) i atakuje, goni, łapie łapkami za szelki i trzepocze skrzydłami nad łebkiem. Skandal i hańba dla psiego rodu, trzeba je wykurzyć.
Na następnych spotkaniach możemy porozmawiać o ustaleniu godzin spacerów, bo ja na ten przykład nie chciałbym spotykać doga niemieckiego Gustawa, jest on mi totalnie nie na łapkę, krew się burzy tak samo we mnie jak i w nim, toteż bez obrazy, ale trzeba się jakoś umówić i tych terminów trzymać. Dla dobra naszego futra.
Gdybym miała stać na czele Konsurcjum, to byłoby to Tajne Konsorcjum Wydawnicze! Zdecydowanie trzeba by było zastanowić się, jak dzięki książkom możemy zmieniać świat.Dla przykładu przytaczam wiersz o zniechęcaniu do czytelniczek Klubu Komediowego:
Moja żona, pan nie pyta...Piękna jakby Afrodyta,niby wyspa nieodkryta...Lecz w czytaniu - niewyżyta!Żadna wada mnie ukrytanie odrzuca, nie zniechęca,bo ta myśl mnie jedna skręca,Czy nie czyta ta, czy czytaGdzieś mam czy kobita skryta,czy zębami w nocy zgrzyta,niech mi kłamie, niech mnie zdradza,mnie to wcale nie przeszkadza.Niechby z niej była modystkaCzy neokonserwatystkaLewaczka, nawet liberałLecz bez zniżek do LiberaCzy pasywnie-agresywna.Nieheteronormatywna.Choćby wredna skarżypyta.Ważne: czyta czy nie czyta?Ja nie będę pytał, badałcharakteru jaki rys ma?Byle z torby nie wypadałjej najnowszy numer Pisma.Niech cznia wzorem istot licznychPrzewodnik bibliogroaficznyI niech więcej ma podziwuJuż dla piwa niż dla PIWuChce ją spotkać na basenie,A nie w WABie, PWNie.Może znać co trąd i szkorbut,Lecz nie co to Nowy Korbut?Marta, Basia czy EdytkaGrunt żeby nie erudytkaJuz mnie myśl za gardło chwyta:Czy ta czyta, czy nie czyta?Raz mi prawie się udało.Tak niewiele brakowało:patrzę, idzie- typ kopciuszka:beret, płaszczyk i teczuszka.Więc podchodzę i po chwiliżeśmy się spoufalili.Klei nam się pogaduszka.Trochę żarcik, trochę wzruszka.nagle czuję wciąż myśl tkwi ta:Czy ta czyta czy nie czyta?Dyskretnie sięgam - teczuszka,wizytownik, karteluszka:Magda M. Antykwariuszka.Cóż, szepnąłem jej do uszka:Czytasz?Nie idę z tobą do łóżka.Klub Komediowy
Dlatego może warto by to ironiczne podejście zmienić na promowanie czytelnictwa? Po przyjściu do mojego super tajnego biura w Mordorze zwołałabym radę wszystkich agentów sił specjalnych. W tym zebraniu wzięliby udział również specjalni wysłannicy świata fantasy: Harry Potter, Eragon, Jakub Wędrowycz, Obi Wan, Mistrz Joda, ale także inni znani bohaterowie. Ania Shirley doradziłaby nam, jak zmienić nazwy na bardziej chwytliwe i jak w marzycielski sposób przebrnać dzień. Po obowiązkowym spotkaniu agenci przeniknęliby na ulice i zachęcali do lektur w nietypowy sposób. Szukaliby światła i cienia. Na pewno znaleźliby chociaż jednego potencjalnego czytelnika! Po przerwie na obiad ogłosiłabym konkurs na najlepszego pisarza. Wszyscy grafomanowie musieliby odpowiadać na pytania jak w teleturnieju. Byłoby to transmitowane przez telewizję. Następnie ogłoszono by wyniki. Zmęczona po pracy wróciłabym do domu i zatopiła się w lekturze. A jutro znowu do pracy, ale jak można nazwać pracą takie zajęcie...?
Cóż. Gdybym stała na czele jakiegoś Konsorcjum, to z pewnością byłaby to tajna organizacja zrzeszająca reptilian, albo coś w tym stylu. Z cienia rządzilibyśmy światem i naszym głównym celem byłoby dbanie o to, żeby wszyscy uważali reptilian za żart.
Jak wyglądałby mój dzień w takiej organizacji? Zupełnie normalnie. W końcu nie istniejemy (oficjalnie) więc pewnie wstałabym rano i poszłabym do pracy, jak zawsze. Wypożyczałabym ludziom książki i rozmawiała o literaturze, a po powrocie do domu odpaliłabym komputer, zalogowałabym się przez tora na swoje sekretne konto w naszym tajnym forum w najdalszych czeluściach dark webu i zaczęłabym ustalać strategię przejęcia Elona Muska dla naszej reptiliańskiej sprawy.
(A w międzyczasie może zamówiłabym sobie coś smacznego z dostawą do domu?)
(I nie, w sumie nie wiem, po co byłby nam Elon, poza tym, że fajnie byłoby go mieć w swojej organizacji.)
Pewnie po jakimś czasie udałoby się nam dojść z innymi zaangażowanymi w sprawę reptilian do porozumienia w sprawie losów świata. Myślę, że zaczęlibyśmy od gwałtownego zmniejszenia emisji CO2 do atmosfery i że plunęlibyśmy na sprzeciwy korporacji paliwowych. A co dalej? Dalej pewnie zakazalibyśmy (wszędzie!) uboju rytualnego i zakładania ferm futrzarskich. I plunęlibyśmy na tradycję i na to, że rosyjska oligarchini chce - na już, na teraz, Dmitri! - futro z lisa.
Dzięki naszemu reptiliańskiemu spiskowi świat zacząłby się stawać lepszym miejscem.
(Głosujcie na reptilian!)
Przychodziłabym rano do pracy w naszej tajnej bazie i zaparzałabym sobie kubek cascary (skórki z ziaren kawowca polecam wszystkim, którzy potrzebuja pobudzenia, a nie lubią kawy). Czekałabym na szefa, który zleciłby mi kolejne zadanie.
Moją profesją byłaby rola "desinformatyka". Jako osoba o rozbudowanej wyobraźni, oraz umiejętności wychodzenia z sytuacji podbramkowych czuwałabym nad tajnością naszej organizacji w sieci oraz poza nią.
Moją główną rolą byłoby tuszowanie wycieków, które pojawiają się w sieci poprzez nakierowywanie faktów na bezpieczne dla nas tory, ucinanie pogłosek oraz przesuwanie uwagi na inne tematy.
Nie byłaby to łatwa praca ponieważ polegałaby na wcielaniu się w różne osobowosci, na przenikaniu w różne społeczności. Przede wszystkim miejscem mojej pracy byłaby wirtualna rzeczywistość, ale też niekiedy musiałabym działać w realu i ujawniać to co chcemy by było ujawnione, by półprawny mogły zasłonić fakty.
Inwigilacja i dezinformacja to moje motto. Byłabym w tym doskonała. Każdy sekret organizacji przechodziłby przez moje ręce, musiałby żebym mogła dobrze działać, jednocześnie sprawiając, że byłabym również niebezpieczna dla swojej organizacji.
Będąc każdym w pracy nie miałabym czasu na życie osobiste. Zamknęłabym się w kokonie samotności mając tylko działanie na celu. Ciężko o stabilizację kiedy wiesz, że mogą próbować cię dorwać osoby, które chcą usunąć od władzy organizację i jednocześnie w każdej chwili może chcieć cię sprzątnąć własna firma, bo jesteś niewygodnym pionkiem.
Życie na krawędzi o smaku cascary.
Po zastanowieniu myślę, że ciekawie byłoby stać na czele Konsorcjum związanego z papierami wartościowymi. Dzień mijałby mi na liczeniu zysków (strat teoretycznie też, ale w wyobraźni ich nie przewiduję), prowadzeniu rozmów biznesowych z wysoko postawionymi biznesmenami, wybieraniu eleganckich strojów na konkretne okazje i udziale w wydarzeniach społecznych, które mogłabym obrócić na swoją korzyść np. szukając inwestorów, czy partnerów do spółki. Z drugiej strony jestem po części "geekiem", więc pewnie odnalazłabym się też jako szefowa konsorcjum związanego z badaniami naukowymi, może szukanie szczepionki na nowotwory, albo jak stworzyć supermoce w tabletkach. Poza zajęciami typowo firmowymi mogłabym ukradkiem podglądać pracę naukowców, uczyć się i być może znaleźć dla siebie przystojniaka w kitlu ;)