Najlepsza decyzja
Konkurs

Konkurs książkowy - Najlepsza decyzja
KONKURS ROZWIĄZANY
Wasze historie za każdym razem sprawiają, że łezka wzruszenia kręci się w oku. Dziękujemy Wam serdecznie za udział. Nagrody tym razem otrzymują @Utopia, @atypowy, @wiki820.
Gratulujemy!

"Czasami najbardziej szalone decyzje okazują się tymi najlepszymi" - tak zaczyna się opis fabuły książki Moniki Cieluch "Niepokorna". A jaka Wasza szalona decyzja okazała się najlepsza? Podzielcie się swoimi historiami w komentarzu pod konkursem, a trzy z nich nagrodzimy egzemplarzami książki "Niepokorna". Powodzenia!
Regulamin konkursu
Niepokorna
Niepokorna
Monika Joanna Cieluch
9.0/10

Czasami najbardziej szalone decyzje okazują się tymi najlepszymi Dla Ivy Storm ten rok nie mógł zacząć się gorzej. Właśnie rzucił ją narzeczony, a marzenie o posiadaniu dziecka stało się niemożliwą ...

    Udział wzięli:
    @wiki820 @Anna30 @kerim @maciejek7 @beatazet @Utopia @atypowy @Asane @Gosia @SunaiConte @Leeloo

Odpowiedzi

@Gosia
@Gosia około 2 lata temu
Któregoś razu wracaliśmy z zakupów z mężem i synkiem. Jak wiele razy mijaliśmy schronisko dla psów, ale wtedy syn poprosił, żebyśmy weszli obejrzeć psy i kupić dla nich karmę. Mąż z entuzjazmem się zgodził. Spędziliśmy w schronisku kilka dobry godzin, a wyszliśmy w powiększonym składzie. Wzięliśmy wtedy ślicznego kundelka, który miał na imię Pluto. Od razu wszyscy go pokochaliśmy i choć podjęcie decyzji o zabraniu go nie było łatwe, bo jednak zwierzak to wielka odpowiedzialność, to dałam się namówić! Spontaniczna decyzja o odwiedzinach w schronisku, o które poprosił syn okazała się znaczącą i zmieniła nasze życie. Powiększyła rodzinę i nauczyła syna wielkiej odpowiedzialności!!!
@Leeloo
@Leeloo około 2 lata temu
Pytanie o szaloną decyzję przypomina nieco dylemat: co jest bardziej ciemne w piwnicy przy zgaszonym świetle? Bo przecież wszystko zależy od skali porównawczej, czyli, w skrócie, od poziomu szaleństwa otoczenia.

Skoro w szalonym świecie tylko szalony może być normalny, więc za szaloną decyzję przyjmuję fakt, że we wczesnych latach mego życia nauczyłam się czytać (tak po prostu - żadne hieroglify, węzełki czy kanji). Decyzja szalona wystarczająco, bo cóż jest normalnego w tym, że dorosły siedzi nieruchomo godzinami, nie reaguje na żadne bodźce, nie je, czasem nie śpi, męczy mięśnie rąk trzymając książkę określoną ilość centymetrów przed nosem? (Kiedyś były specjalne stojaki na książki, ale jakoś się nie przyjęły). Jedyny dylemat, jaki tu powstaje to fakt, że decyzja nie została podjęta całkowicie samodzielnie, ale w końcu takie kryterium nie zostało zaznaczone jako niezbędne...

Odpowiedź na pytanie, czy decyzja okazała się najlepsza uważam za retoryczne, chociaż muszę przyznać, że skutki jej podjęcia znajdują się ex aequo z konsekwencjami nauki mówienia i chodzenia. W dodatku zadziwiająco często wszystkie trzy wymagają współpracy, by czasami osiągnąć cel w postaci zdobycia rekwizytu do czytania - książki.

Szalona decyzja i szalone skutki, bo większość przeczytanych książek to istny lot nad kukułczym gniazdem. Skąd na przykład wiedziałabym, że

"Czarownica musi mieć kapelusz, bo inaczej kto ją rozpozna?"*

Szalone, i głęboką mądrość zawiera.
A ile przy tym radości :)



* Terry Pratchett, Równoumagicznienie

@SunaiConte
@SunaiConte około 2 lata temu
Od dziecka uwielbiam czytać i ta miłość do nich pozostała do dziś. Uwielbiałam też pisać dlatego kiedy brat powiedział " Skoro tak dużo czytasz może napisałabyś książkę" po czym dokładnie tak zrobiłam. Jego słowa sprawiły że uwierzyłam w siebie i moja książka powstała. To była pierwsza szalona decyzja którą zrobiłam. Potem stwierdziłam a co tam wyślę je do wydawnictw i zobaczę co się stanie. Po czym dostałam propozycję jej wydania co było druga szaloną decyzja bo nie spodziewałam się żadnego odzewu. A poza tym były one najlepsze w moim życiu bo dzięki nim dowiedziałam się że pisanie daje mi radość i mnie uszczęśliwia.
@Asane
@Asane około 2 lata temu
Parę już dobrych lat temu, wraz z moją przyjaciółką podjęłyśmy pod wpływem impulsu, wydawać by się mogło bardzo idiotyczną decyzję. Otóż pewnego razu, jako, co prawda już pełnoletnie, ale dalej –nastki, zrobiłyśmy sobie „wypad” do Niemiec. Tyle że taki niecodzienny.
Początkowo miała to być zwykła, dłuższa przechadzka z punktu A do punktu B, bo ładna pogoda, a nam się zachciało na większe wędrówki… No więc tak jak nam się zachciało iść, tak szybko nam się odechciało w połowie drogi. Wyszłyśmy na ulicę ściągać przysłowiowego „stopa”. No i teraz dochodzimy tutaj do najbardziej niebezpiecznej części – zatrzymał się, o zgrozo!!, TIR, kierowany przez Pana Grzegorza (pozdrawiam serdecznie jeśli jakimś cudem Pan by to czytał! I pamiętał o takim wydarzeniu rzecz jasna). Dlaczego uważam przejażdżki na stopa za niebezpieczne? Bo nigdy nie wiadomo jaki człowiek się nam zatrzyma, a jeszcze widząc dwie nastoletnie, głupie dziewczyny, to nie wiadomo, co by się mogło zdarzyć innym razem. W każdym razie, Pan Grzegorz pracujący wtenczas w usługach transportu międzynarodowego, jechał do Niemiec. Sama pewnie bym się na coś takiego nie odważyła, pewnie bym nawet tego „stopa” nie ściągała, ale że jak to bywa w towarzystwie raźniej, nagle padło niedorzeczne pytanie od nas, czy można się zabrać do Niemiec i zostać wysadzonym gdzieś bliżej lub dalej granicy… O dziwo padła odpowiedź twierdząca, i tak znalazłyśmy się w Magdeburgu. Sama podróż była naprawdę zabawna, dobrze wspominam opowieści Pana Grzegorza, ale nie będę się tu wdawać w jakieś większe szczegóły. Natomiast już w będąc w Niemczech, trzeba było się jakoś wytłumaczyć dzwoniącym później rodzicom, jakim cudem w ogóle się tam znalazłyśmy. Ryku przez telefon było co niemiara, jakie to niepoważne idiotki jesteśmy, ale teleportowania jeszcze nikt nie wynalazł. No więc my głupie, ucieszone z najpotrzebniejszymi rzeczami w plecakach (np. parasolka, taka przydatna rzecz, kiedy mogłoby padać!), pozwiedzałyśmy sobie miasto. Matka dobra kobieta zdążyła przelać mały zastrzyk gotówki na konto (konto euro w banku taka RÓWNIEŻ przydatna rzecz się okazało!), żeby móc zatrzymać się na noc w jakiś tanim hotelu. Oczywiście było latanie i szukanie bankomatu, a tyle przy tym zachodu było, dosłownie! Nie obyło się też bez potrzeby zakupienia ładowarki do telefonu, co by to była możliwość skontaktowania się z resztą świata w Polsce. I tak po jednym dniu jazdy, jednym zwiedzania, przyszedł następny dzień na zakończenie naszego głupiego pomysłu i powrót do domu. Jakimś cudem udało nam się ogarnąć bilety na pociągi i wróciłyśmy do ojczyzny. Tak dobiegł końca nasz krótki, niekontrolowany wypad za granicę.
I żeby było to jasne, nikomu nie polecam zrobienie tego, co myśmy zrobiły, bo może się to skończyć dla kogoś tragicznie (różne słyszy się historie), jednak z całą pewnością nie żałuje tego, bo dotychczas było to moje jedyne przekroczenie granicy naszego kraju i zobaczenie choć przez krótką chwilę życia ludzi w obcym Państwie.
@atypowy
@atypowy około 2 lata temu
Być może określenie "najlepsze" jest lekko na wyrost, jednak bez wątpienia nie żałuję wielu decyzji podjętych pod wpływem impulsu. Postawione pytanie wymagało dłuższego namysłu, ponieważ większość owych historii należy już (nomen-omen) do zamierzchłej historii. Wciąż jednak mogę przywołać kilka szalonych przygód, które swojego źródła nie miały w długim analizowaniu czy też planowaniu.

Dla przykładu zdarzyło mi się spóźnić na pociąg do Gdańska i - podejmując decyzje, żeby się tym zbytnio nie trapić - pojechać zamiast tego na dzień do Krakowa. Tam spotkać się spontanicznie z dziewczyną, którą "poznałem" niewiele wcześniej w Internecie (na forum) i spędzić z nią całkowicie szalono-magiczny dzień. Poznając miasto jej oczyma, odwiedzając kawiarnie i księgarnie, do których nigdy bym sam nie trafił (i nigdy później trafić mi się już nie udało) i wzruszając się rozmową o niczym (a jednocześnie o całym wszechświecie), która przeciągnęła się do ranka kolejnego dnia.

Streszczając - gdyby nie szalona decyzja - nie doświadczył bym całonocnej rozmowy na ławce z kimś kogo de facto nie znałem, a jednak - w tym konkretnym "tu i teraz" - nikt mnie nie znał lepiej i ja nikogo nie znałem tak dobrze. Wspomnienie, do którego lubię wracać. I zdecydowanie każdemu rekomenduję przynajmniej jedną taką noc na ławce.



@Utopia
@Utopia około 2 lata temu
"Czasami najbardziej szalone decyzje okazują się tymi najlepszymi" - z czym zdecydowanie nie zgodzą się moi rodzice, którzy od dziecka wpajali mi , że każda decyzja MUSI być dokładnie szczegółowo idealnie przemyślana. Nie zrozumcie mnie źle - oni zawsze chcieli mojego szczęścia. Jednak z tego przesadnie odpowiedzialnego podejścia po latach stwierdzam, że życie w takim przypadku zwyczajnie przecieka przez palce. Właśnie dlatego jakiś czas temu ( już ładnych 10 lat) postanowiłam działać zupełnie odwrotnie niż mnie nauczono. Wcześniej każdą najmniejszą decyzję podejmowałam w strachu ( przed kosmicznie wymyślonymi możliwymi dramatycznymi konsekwencjami mojego wyboru ) i do tego okropnie długo ... Zawsze nie spałam po nocach i analizowałam wszystko do bólu a i tak bałam się "ruszyć " z miejsca. Ruszyć dalej . Coś zrobić. Poprostu żyć jak mam ochotę.
Do dzisiaj pamiętam co wpłynęło na moją ( moim zdaniem) nagła zmianę . Była to pozornie dość zwyczajna sprawa , zwyczajna chwila, taki ot sobie moment , w którym postanowiłam spontanicznie wziąć pewną książkę do ręki ... Historia dla mnie jest o tyle bardziej niezwykła i spontaniczna, ponieważ nie byłam w tamtych czasach fanem literatury, ba! Nawet nie lubiłam spędzać czasu na czytaniu! Nie wiem co mnie wtedy pokusiło do zagłębienia w lekturze, ale wpadła mi w ręce cudowna opowieść, która, mogę spokojnie powiedzieć, że zmieniła moje życie.
Była to mianowicie" W 80 dni dookoła świata" ( każdemu znana) - wprost nie mogłam się otrząsnąć po przeczytaniu. Coś we mnie wtedy pękło, coś w środku głęboko nigdy już nie było takie same. Dopiero wtedy poczułam jakie mam "życiowe braki" .
Od tamtej pory wszystko zaczęłam robić inaczej , odwrotnie. Przestałam się zastanawiać i w przeciągu chwili wreszcie podjęłam decyzję o ślubie ( na którą mój narzeczony czekał ) podjęłam decyzję o własnych dzieciach ( jest bosko! A tak się bałam wiele lat, że nie podołam , nie rób dzieci mówili, skup się na karierze ) rzuciłam pracę, której szczerze nienawidziłam od lat! ( ciarki mnie przechodzą do dzisiaj ) podjęłam decyzję o zmianie kwalifikacji zawodowych i szczęśliwie w spełnieniu zaczęłam robić to co w życiu daje mi szczęście! Mam ukochanego psa ( a tak się bałam, że to tragiczny obowiązek, bo tak mówili mi rodzice ) Wszystkie decyzje niosły oczywiście za sobą kolejne , nagłe, nowe, codzienne zupełnie jeszcze nieodkryte dla mnie obszary.
W ciągu chwili z przestraszonej kobiety stałam się odważną, głodną każdego dnia miłośniczką życia, przygód, nowych możliwości! Każdy dzień stał się innym nowym, nieznanym wyzwaniem co napędza mnie do życia ❤️ - i co niezwykle ważne- pokochałam się w czytaniu ❤️ Szczerze, prawdziwie jestem bez reszty oddana wszystkim historią, które miałam zaszczyt pochłonąć ❤️ a pomyśleć , że zaczęło się niewinnie od jednej książki ...
@beatazet
@beatazet około 2 lata temu
Moją szaloną decyzją było zejście z drogi, którą zwykle chodzę i przez to spotkanie mojego psa. Był on porzucony i ewidentnie ktoś się nad nim znęcał. To nic, że nie jest rasowy, ani ładny. Dla mnie jest idealny. Kocham go, a on mnie zaakceptował jako swoją panią. Decyzja wymagała odwagi, bo było ciemno, a to nie była zbyt bezpieczna okolica, ale nie żałuję. Mało ludzi tak po prostu by wzięło obce zwierzę ze sobą do weterynarza.
@maciejek7
@maciejek7 około 2 lata temu
Może to się innym wydawać banalna historią, zwłaszcza, że obecnie zupełnie inaczej traktuje się naukę w szkole średniej, każdy chce robić karierę. W czasach mojej młodości myślało się o tym aby po ukończeniu szkoły znaleźć dobrą pracę. Złożyłam dokumenty do Liceum Medycznego a ponieważ miałam dobre świadectwo, więc bez problemu się tam dostałam, i nawet więcej, bo miałam zapewniony internat, gdyż dojazdy do szkoły nie wchodziły w grę. W jeden wakacyjny miesiąc mieliśmy mieć praktyki w szpitalu (dla mnie masakra!) i to był właśnie odpowiedni moment aby wycofać się z tego planu na życie. Mimo tego, że moja mama była zaskoczona moją decyzją i nalegała na to abym nie rezygnowała z tak dobrej szkoły - ja się uparłam niemal jak osioł. Nie było łatwo wypisać się z tej szkoły, ale jakoś się udało. Siłą rozpędu poszłam do nowo utworzonego profilu ekonomicznego w innym mieście i w taki sposób zostałam księgową. Był to dobry wybór, gdyż podejrzewam, że marny ze mnie byłby lekarz, tam potrzeba bardziej silnego charakteru a księgową byłam ponad 40 lat i to w dodatku w jednej firmie. Nawet w ZUS-ie była pani zdziwiona, że tylko jeden zakład pracy przez tyle lat.
Czasem warto podjąć radykalną i być może szaloną decyzję.
@Anna30
@Anna30 około 2 lata temu
Szaleństwem było moim największym podjęcie decyzji, czy chcę w życiu być ryzykantką, czy jednak pozostać skromna. Szalona decyzja bywa zawsze ryzykiem, ale również tworzy świat tajemnic, który jest jedną wielką niewiadomą. Dlatego lubię połączyć ryzyko z nutką pozytywizmu niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajduje. Uśmiech pomaga i również podczas, gdy trzeba podjąć ryzyko, a żyje się tylko raz. Życie jest pełne niespodzianek.
@wiki820
@wiki820 około 2 lata temu
Moją najbardziej szaloną decyzją było zaczepienie pewnego chłopaka na Facebooku. Poznałam go w liceum. Chociaż powinnam raczej napisać, że go po prostu zobaczyłam. On na mnie uwagi nie zwrócił. Przez trzy lata tylko go podziwiałam i przeglądałam jego zdjęcia. Przed spaniem wymyślałam historyjki z jego udziałem, które od razu poprawiały mi humor. Jeśli można zakochać się od pierwszego wejrzenia, to w moim przypadku tak właśnie było. W końcu naszła mnie odwaga i napisałam do niego wiadomość. Oczywiście zaraz potem żałowałam swojej decyzji. Wyłączyłam komputer i poszłam spać. Jak wstałam i weszłam na Facebooka, zobaczyłam od niego wiadomość. Chyba nie muszę opisywać, co się wtedy ze mną działo. Udało się nam umówić na randkę. Potem na drugą, na trzecią i… teraz ten chłopak jest moim mężem. Tak więc moja szalona i spontaniczna decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę.
@kerim
@kerim około 2 lata temu
W związku z tym, że raczej jestem spokojnym człowiekiem i bardzo lubię mieć wiele spraw wokół siebie zaplanowanych, to zapewne moja krótka historyjka, nie będzie jakąś super szaloną opowieścią, bo pewnie wielu uczestników Konkursu, wykaże się ekstremalnym podejściem do życia i opisze rewelacyjne facecje.

Nie tak dawno temu, przeprowadzałem remont kuchni. Każde pomieszczenie jest w innym zabarwieniu. Długo się zastanawiałem nad kolorem płytek, jakie wybrać do tego lokum. Miałem dylemat, czy barwa ma być „bezpieczna” czy „szalona”. Od dawna miałem w głowie, że będą czerwone (ale nie buraczkowe, ceglane). Dla mnie to kolor odważny, mocny – ekscentryczny! Problem był też taki, że prawdziwe czerwone płytki, takie jak chciałem, były bardzo drogie. Pomyślałem, że przecież mam mieć to na lata, i jak będę tam wchodził, to mam mieć uśmiech na twarzy. Zaszalałem, zapłaciłem (proszę uwierzyć, iż znacznie!) i uważam, że była to najlepsza decyzja w tej materii. Fakt, długo czekałem, bo produkt był na zamówienie i płynął z bardzo daleka, ale pewnego dnia go otrzymałem. Szaleństwo się opłaciło, bo jak mówią, należy się cieszyć z drobiazgów. Ja się cały czas uśmiecham (nawet teraz)!


:-)


© 2007 - 2024 nakanapie.pl