Sytuacja miała miejsce kiedy jeździłam autobusem do pracy. Ależ to był przegląd osobowości i osobliwości! Ja jednak jako unikający niezobowiązujących konwersacji z nieznajomymi introwertyk zawsze siadałam na pustym podwójnym miejscu przy oknie i przyklejałam się do ściany modląc się w duchu, aby nikt się nie dosiadł. Przeważnie jednak modlitwy nie były wysłuchiwane i już po chwili ktoś rozpychał się obok i nieopatrznie trącał kolanem na co ja jeszcze bardziej skurczona przylepiałam się do szyby. Tym razem było inaczej- siada ON. Na początku nie zwracam na niego uwagi i staram się również dla niego nie istnieć, ale... ON wyjmuję książkę, a w moim umyśle budzą się czytelnicze radary. Zerkam dyskretnie zezując jednym okiem w stronę współpasażera i z trwożnym szczęściem i paraliżującym przerażaniem zauważam, że zaczyna czytać... od pierwszej strony! Takiej mieszanki zażenowania, niezdecydowania i pokusy nie czułam dawno-chyba od czasu pierwszego pocałunku w podstawówce. Pokusa zwycięża i zerkam coraz śmielej. Tak już się domyślacie-czytam razem z nim. Oczywiście wszystko odbywa się dyskretnie, kątem oczka jedynie, ale daje radę! Lektura wciąga, ale po kilku ekscytujących minutach kiedy mój wspólczytacz wyraźnie już doszedł do końca strony, a ja ze zgrozą stwierdziłam,że z powodu dużo słabszej widoczności tekstu mogę nie zdążyć on nagle... przesuwa książkę w moją stronę i czeka aż go dogonię! Tak jakby była to najnaturalniejsza rzecz na świecie. Oboje milczymy lecz nić porozumienia jest gruba jak liana Tarzana, a cała sytuacja zabawna i wspaniała jednocześnie. I tu dochodzimy do najbardziej emocjonującego momentu tej historii- książką okazał się o erotyk, zaczynający się dosyć niewinnie ale już po kilku pierwszych stronach odcień intensywnie czerwonego barszczu oblał całą moją twarz. Czytałam erotyczną powieść przez ramię obcego mężczyzny w miejscu publicznym! Na takie emocje nie byłam przygotowana! Gdy zażenowana ostentacyjnie odwracam głowę, by w rozpaczliwie dać znać, że dziękuję za uczestnictwo w tej krępującej sytuacji mój współczytacz oznajmia mi z dobrotliwym politowaniem : "Wyluzuj , to tylko książka!" po czym oboje wybuchamy śmiechem ściągając na siebie zaciekawione spojrzenia współpasażerów. Atmosfera rozluźnia się jak gumka w bieliźnie głównej bohaterki i tak szczęśliwie zmierzamy do końca naszej podróży uśmiechając się pod nosami w co bardziej pikantnych fragmentach. W końcu towarzysz oznajmia z żalem że to już jego przystanek, ale może uda się nam jeszcze spotkać na wspólne doczytanie. Uśmiecha się rozbrajająco cudownie, podaje mi tytuł książki i...wychodzi.
Nie wzięliśmy ślubu i nie mamy gromadki dzieci. Tak naprawdę to nigdy więcej się nie spotkaliśmy. Ale mogłam poprzeć tym doświadczaniem stwierdzenie, że ludzi czytający książki są życzliwi, sympatyczni i otwarci, a nie zamknięci w sobie i swoim książkowym świecie:)
P.S. Książką była "Pochwała macochy", wypożyczyłam ją później w bibliotece i przeczytałam do końca.