Tego dnia wszystko wydawało się działać na moją niekorzyść. Znacie to uczucie - jakby świat oglądał właśnie komedię, gdzie odgrywacie główną rolę. Tak właśnie się czułam. Dlatego jak tylko usłyszałam, że mój ukochany musiał wyjechać na weekend poczułam, że wieczór spędzę z butelką wina i głupkowatą komedią romantyczną. Zapomniał o naszej rocznicy. To pewne... Skoro wyjeżdża to znaczy, że spędzę ją sama. Miał być na lotnisku dziś wieczorem. Spotkanie z przedstawicielami zarządu miało odbyć się następnego dnia rano w jednej z restauracji w San Vito Lo Capo. W sumie nawet nie wiem dokładnie gdzie, ale przecież i tak nie znam się na miastach we Włoszech więc nie dopytywałam.
Miał szczęście, że przyszedł się ze mną pożegnać, jednak zaś ani słowem nie zająknął się o rocznicy... no cóż... może lepiej wybaczyć. Jest facetem, a oni czasem tak mają. Ja z moim prezentem poczekam do jego powrotu.
Już wygodnie umościłam się na kanapie, gdy dostałam smsa. "Możesz zobaczyć czy nie zostawiłem na stole w kuchni swoich dokumentów?"No jasne, że BYŁY!!! Co on teraz zrobi? Musi je mieć na jutro, a on nie może już po nie wrócić. Cholera...
Zadecydowaliśmy, że mu je dostarczę. W sumie lepsze to niż siedzenie w naszą rocznicę samotnie w domu. Lecę. Kupił mi bilet i podesłał wszelkie informacje. Za 2 godziny musze być na lotnisku. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z domu.
Podróż minęła spokojnie, za kilka minut powinien przyjść po dokumenty. Usłyszałam pukanie, a w drzwiach pojawił się on z wielkim bukietem czerwonych róż. Podziękował mi za poświęcenie i przylot i powiedział, że mam się szybko przebrać, a on poczeka na mnie na dole. Nie wiedziałam co się dzieje, przecież za jakieś 1,5 godziny powinien mieć spotkanie, a jednak samochód jechał w przeciwnym kierunku (tak mówiła nawigacja). Dojechaliśmy co prawda do restauracji, ale była ona położona przy plaży. Robiło się coraz dziwniej... Zjedliśmy obiad, porozmawialiśmy. Wygląda na to, że wcale się nie śpieszy. "Czy nie powinieneś iść czasem na spotkanie? Przecież miało być jakieś 2 godziny temu!"
"Powinienem, ale mi je odwołali z powodów prywatnych" -powiedział tak jak by to nie miało znaczenia, że musiał przylecieć tutaj specjalnie na jedno spotkanie.
"Co znaczy do cholery odwołali? Teraz? Bez uprzedzenia?" - powiedziałam oburzona. Wiecie jak to kobiety... My wszystko planujemy więc dla mnie było to niezrozumiałe.
"Nie denerwuj się. Wykorzystajmy to, że tu jesteśmy i chodźmy na plażę"
Nawet nie zauważyłam jak minęło kilka godzin. Doszliśmy do pięknego miejsca, gdzie o dziwo nie było prawie nikogo. Było tak pięknie i urokliwie. Nie wiedziałam co powiedzieć bo widok zachodzącego słońca odebrał mi głos. Odwróciłam się w stronę ukochanego, ale nie było go (na wysokości moich oczu). Klęczał za moimi plecami. Spojrzał na mnie z pełnym miłości wzrokiem, a w jego oczach zauważyłam łzy!?
"Nasze pierwsze potkanie było dla mnie niczym grom z jasnego nieba. Nie potrafię wytłumaczyć ja to się stało, ale już wtedy wiedziałem, że jesteś tą jedyną. Dzisiaj jest nasza rocznica. (skubany pamiętał) Dlatego dzisiaj, w tym wyjątkowym miejscu i dniu chcę Cię zapewnić, że już zawszę chcę być obok Ciebie i wspierać Cię w każdym kroku jaki będziesz stawiać. Dlatego pytam: Czy zostaniesz moją żoną"?
Nie spodziewałam się tego. Wszystko było ukartowane. Wyjazd, dokumenty na stole, bilet na samolot i "odwołane" spotkanie... to wszystko po to, aby mi się oświadczyć... Nie mogłam kryć wzruszenia. Tak dobrze mnie znał, tak bardzo kochał, doskonale rozumiał i chociaż czasem mnie denerwuje i doprowadza do szału to nie może być nic piękniejszego niż doświadczać każdego dnia nowej przygody obok niego. Dlatego...
"TAK!!!" -wykrzyczałam, rzucając mu się na szyję. Nigdy nie byłam bardziej szczęśliwsza, a miejsce w jakim to zrobił spowodowało, że mamy swoją małą tradycję i zakątek na ziemi, do którego będziemy wracać.