- A kogo się spodziewałaś? Może tego nadętego bufona barona?
-Wiesz, mój drogi- spojrzała na niego spod długich rzęs jednocześnie próbując ukryć wypływający na twarz rumieniec, który niechybnie zdradziłby uczucia, które do niego żywiła- jedynym bufonem w promieniu kilku metrów jesteś ty.
-Cóż, od dawna wiedziałem, że masz do mnie słabość, ale tak miłe słowa tuż przed południem zupełnie nie przystoją szlachetnej damie. Ja wiem, że kto się czubi, ten się lubi, ale dźgasz mnie tymi obelgami jak nożem i wcale mi się to nie podoba- chwycił ją za przegób dłoni i szybkim ruchem przyciągnął do siebie. Ich ciała zetknęły się na moment i po jej plecach przeszedł mimowolny dreszcz rozkoszy. Nie chciała, by widział jak bardzo na nią działa, więc uciekła się do szybkiej riposty, która pozwoliłaby ostudzić nieco jego zapał, a jej dać czas na zebranie myśli i uspokojenie serca, które na jego widok zawsze tak głupio się podrywało.
-Nie bądź bezczelny hrabio, bo mimo całej mojej sympatii do ciebie potrafię uderzyć tak, by zabolało. I bynajmniej nie posłużyłabym się sztyletem, tak charakterystycznym przy rozwiązywaniu kobiecych kłopotów.
-Taką cię lubię Jocelyn, niby niewinna i delikatna, ale jednak niebezpieczna. Jesteś wymarzoną kandydatką na żonę. Już nie mogę się doczekać...