Świeżo po lekturze mam mieszane uczucia. Książka jest nierówna - trochę naciągany początek i zbyt brawurowe zakończenie. Ale wszystko to, co pomiędzy bardzo wciągające!
W sumie nie jestem fanką Musso - w przeszłości czytałam jego powieść, w której pojawił się jakiś anioł i przepowiedział, że kobieta zginie - oczywiście kochający ją mężczyzna nie chciał do tego dopuścić...
Dlatego przed lekturą starałam się z okładki dowiedzieć czy w "Apartamencie w Paryżu" nie ma podobnych wątków - zwyczajnie mi się nie podobają. Na szczęście najnowsza książka francuskiego autora to pełnoprawne połączenie obyczajówki z kryminałem bez treści paranormalnych.
Co mi się w "Apartamencie w Paryżu" podobało? Wątek literacki - Gaspard jest dramatopisarzem, w książce jest bardzo dużo odniesień do "prawdziwych" pisarzy czy do filozofii.
Druga sprawa - świetny wątek "malarski". Musso na potrzeby książki stworzył malarza Seana Lorenza. Bardzo podobały mi się opisy barwników, opowieści o malarstwie. Dzięki tym smaczkom książka przeniosła mnie w świat sztuki.
Widać też oczytanie i obycie w kulturze samego Autora - nie spodziewałam się po Musso takich zainteresowań.
Ale wracając do samego utworu - zaczyna się banalnie: dwójka nieznajomych sobie ludzi wynajmuje ten sam dom na święta. Choć są z zupełnie innych światów, z zupełnie też różnych powodów zaczynają się interesować poprzednim - zmarłym już - właścicielem domu, Seanem Lorenzem. Czy malarz pod koniec swojego życia znowu wziął do ręki pędzel i zaczął malować?
Myli się ten, kto myśli że rozwikłanie tej zagadki jest uwieńczeniem książki. Tragedia Lorenza sięga dużo głębiej, a Madeline i Gaspard rzucają wszystko, żeby sprawdzić czy ostatnie przesłanie Lorenza nie było tylko krzykiem zrozpaczonego po śmierci dziecka ojca.
Reasumując - książka świetnie sprawdzi się jako czytadło na wakacje, jej zawrotne tempo (akcja toczy się między 20-25 Grudnia) na pewno nie pozostawia miejsca na nudę. Jak już pisałam na początku jest trochę nierówna, ale mimo wszystko warta przeczytania.