„Autakra. Historia pewnej włóczęgi” Leona Pirsa zaciekawiła mnie opisem. Po przeczytaniu go stwierdziłam, że dlaczego nie, książka może mi się spodobać. Być może będzie przyjemnym przerywnikiem pomiędzy typowymi beletrystycznymi tytułami. Na pewno częściowo moje oczekiwania zostały spełnione. Umiejscowienie akcji w roku 1990 sprawia, że ta powieść staje się wehikułem czasu dla osób, które dobrze pamiętają tamte czasy. Dla tych nieco młodszych doskonale przedstawia realia tamtego okresu.
W dobie niemal stałego bycia online, dostępu do wszelakich mediów społecznościowych, możliwości by skontaktować się ze sobą niezależnie od odległości, podróż jaką odbyli bohaterowie tej powieści wydaje się niemal abstrakcyjna. Tym bardziej, iż już sam początek, gdy matki Pola i Stacha martwią się przedłużającą nieobecnością chłopców stanowił skuteczną przynętę, gdyż od razu w mojej głowie pojawiły się pytania co mogło ich spotkać, że jeszcze nie wrócili z wyprawy. A stać się mogły przeróżne rzeczy, tym bardziej, że nie było z nimi za bardzo kontaktu – bo wiadomo, takie czasy, a młodzi mieli bardzo, ale to bardzo ograniczony budżet.
*
Podróż do Hiszpanii, częściowo pociągiem, częściowo autostopem jest nie lada przygodą. Polo i Stachu są przyjaciółmi, zdają sobie doskonale sprawę ze swoich ograniczonych możliwości finansowych oraz umiejętności językowych, ale niczym się nie zrażają, na miarę swoich umiejętności i pomysłowości radząc sobie z przygodami, jakie spotykają ich w drodze.
Ale nie tylko chłopcy wybierają się w podróż. Towarzyszymy również drugiej grupie bohaterów, a właściwie to bohaterek, które niemal w tym samym czasie również rozpoczynają wyprawę, a ich perypetie są nie mniej ciekawe. To w udany sposób urozmaica czytanie.
*
A czyta się szybko i lekko. Język jest prosty i kiedy kręciłam nosem, że zbyt prosty, w kolejnych zdaniach zaskakiwał mnie jakiś opis, spostrzeżenie czy wymiana zdań. Trudno mi przez to jednoznacznie ocenić styl, jakim jest poprowadzona.
Chociaż autor podrzuca co jakiś czas smaczne kąski, wzbudzające zaintrygowanie to jednak często miałam wrażenie, że główna akcja toczy się wokół łapania stopa i przemieszczania się przez kolejne kraje. Z jednej strony stwarzało to świetną okazję do przyjrzenia się zarówno okolicznościom przyrody, jak i mentalności kolejnych obcokrajowców (tutaj, przyznaję, autor spisał się bardzo dobrze), lecz w ogólnym rozrachunku dość szybko musiałam walczyć ze znudzeniem.
*
„Autakra. Historia pewnej włóczęgi” to powieść drogi, o przyjaźni, poszukiwaniu przygody oraz poznawaniu świata i ludzi. Jest tym ciekawsza, że rzecz dzieje się ponad trzydzieści lat temu, w zupełnie innych realiach zarówno Polski, jak i reszty świata.
Jeśli lubicie takie podróże w przeszłość, okraszone awanturniczą nutką, a także humorem, bo i to tutaj znajdziecie, to myślę, że warto skierować uwagę na tę pozycję.