Są takie książki, po których nie spodziewasz się, że Cię zachwycą. Wydają się być przeznaczone dla młodszych czytelników, ale okazuje się, że zaskakują uniwersalnością i płynącym z niej przesłaniem. „Człowiek, kret, lis i koń” Charliego Mackesy'ego to bezkonkurencyjnie najsłodsza, najbardziej budująca i najcieplejsza książka, którą miałam przyjemność przeczytać w tym roku.
Słowo „przeczytać” jest tu jednak przesadzone. Książka nie posiada fabuły, jest raczej zbiorem rozmów między chłopcem, a zwierzętami jakie napotyka na swojej drodze. Opisywana jest relacja między dzieckiem (z którym może identyfikować się także i dorosły, bo przecież dziecko jest w każdym z nas, prawda?), a zwierzętami nasuwa na myśl historię Kubusia Puchatka. Jednak odkrywanie świata, refleksje oraz życiowe mądrości przypominają „Małego Księcia”. I tym właśnie jest ta książka – połączeniem dwóch pięknych historii, do której dodany jest nienachalny humor.
Chłopiec napotyka na swojej drodze coraz większe zwierzęta. Początkowo spotyka kreta, małego łakomczucha. Kolejny jest lis, który raczej milczy, ponieważ dużo przeżył. Na końcu na swojej drodze napotykają konia, którego refleksje sprawiały, że potrzebowałam chwili do namysłu.
Książka jest krótką, ale mądrą lekcją życia, która opowiada o przyjaźni, słabościach oraz miłości. Wypowiedzi bohaterów zapadają w pamięć, skłaniają do przemyśleń. Wiele z nich można przyrównać do własnego życia, co tylko potwierdza wspomnianą przeze mnie wcześniej uniwersalność.
Zwieńczeniem pięknego pisania są przepiękne ilustracje. Książka jest cudownie wydana. Gruba okładka, grube kartki, rysunki ozdabiające każdą stronę sprawiają, że non stop bym ją przeglądała i jestem pewna, że niezbyt szybko by mi się to znudziło.
Książka wymyka się wszelkim ocenom. Wydaje mi się jednak, ze książka nie jest przeznaczona dla dzieci. Nie wiem czy mogłyby wyciągnąć z książki jakieś ważniejsze przemyślenia, a poza tym font, jest dość specyficzny (ale jaki urokliwy). Polecam Wam z całego serca – na pewno je rozgrzeje i sprawi, że na Waszej twarzy zagości szeroki uśmiech (M. potwierdzi, że po przeczytaniu książki byłam tak rozanielona jak nigdy!).