Zauważyłam, że ciężko mi strawić polską fantastykę. Andrzej Sapkowski ustawił chyba w moim guście poprzeczkę zbyt wysoką by ktoś poza nim potrafił ją przeskoczyć. I tak kolejno nie wciągnęła mnie twórczość ani pani Kossakowskiej, ani pana Piekary, ani pana Komudy. Liczyłam, że dowiem się czegoś o życiu piratów. Zamiast tego dostałam kilka podobnych fabularnie opowiastek, w których nawet dialogi niewiele się różniły, bo w sumie co i rusz zawierały wulgaryzm ;). I rzeczywiście brakowało jakiegoś słowniczka, który pomógłby przeciętnemu czytelnikowi takiemu jak ja porozróżniać wszystkie części statku, o których była akurat mowa. Podobały mi się dwa pierwsze opowiadania, (z tym, że bardziej pierwsze) i dlatego stawiam cztery gwiazdki. Później czytałam, bo chciałam po prostu skończyć, (i chyba miałam cichą nadzieję, że jeszcze znajdę w tej książce coś, co mnie zafascynuje).