Książka jest rodzajem fantastyki, którą bardzo lubię i cenię. Napisana w latach 60-siątych, zaliczana do klasyki gatunku nic nie straciła ze swojej aktualności. Zawiera w sobie mądrość ponadczasową dotyczącą nas ludzi. Herbertowi udało się zbudować kompletne, wspaniałe uniwersum. Przypomina mi to uniwersum z „Fundacji” Isaaca Asimova. Pamiętam dodrze film, który oglądałam lata temu i czasami słuchając widziałam obrazy z filmu..
Z jakiegoś powodu ludzkość opuszcza Ziemię i zajmuje różne planety, tworząc nowe imperium. Ze sobą zbiera to, co dla nich najważniejsze: religię. Przez prawdopodobnie wieki religie występujące na Ziemi zlewają się w jedną religię. Na skraju tego nowego imperium znajduje się planeta Diuna lub Arrakis. Ze względu na zasoby naturalne zostaje skolonizowana, a jej rdzenni mieszkańcy podbici. Imperator osadza na niej władcę, ale nie wszystkim to się podoba. Następstwem jest walka o tron. Jak w takich wypadkach mamy knowania, spiski, układy i sojusze i wojny. Na to wszystko nakłada się wiara i mity rdzennej, podbitej ludności, że przybędzie mesjasz, który poprowadzi ich do zwycięstwa na kolonizatorami i rozkwitu planety.
Jest to świetne studium władzy i walki o władzę, wpływu religii na ludzi i społeczności, a jednocześnie studium człowieka zaplątanego we władzę, człowieka walczącego o wolność swojego ludu i dobro swej planety.
Jest to także świetna książka przygodowa, gdzie nastoletni główny bohater nagle musi stać się mężczyzną i walczyć. Zawierać sojusze, dokonywać wyborów, nie tylko strategicznych, ale i sercowych. Musi wśród wielu możliwości znaleźć swoją drogę życiową i po niej kroczyć. Nie obywa się to bez walki i pojedynków, a także innych brawurowych akcji.
Książka ma wspaniały i ponadczasowy klimat, który intryguje, wciąga i nie pozwala się od niej .oderwać.
Jest genialna i należy do ponadczasowej literatury, którą warto przeczytać