Większość kryminałów zaczyna się brutalnie, od opisu morderstwa bądź od momentu odnalezienia ciała. Ostatnio jednak trafiłam na kryminał, który w tym względzie jest całkowicie inny - "Doggerland. Podstęp. "
Tytułowy Doggerland to wymyślony przez autorkę zespół wysp położonych między Skandynawią a Wielką Brytanią. Dostać się tam można jedynie drogą morską i powietrzną, co już na początku mocno utrudnia zadanie mordercy - bo jednak łatwiej jest wsiąść do samochodu i odjechać autostradą w stronę zachodzącego słońca, niż uciekać transportem publicznym, który w mniejszym bądź większym stopniu jest kontrolowany. ⠀
⠀
Ale zacznijmy od początku. Komisarz Karen, główna bohaterka powieści, po nocnym świętowaniu lokalnych Oistre, budzi się w pokoju hotelowym u boku swojego przełożonego, z którym na co dzień się nie znosi. Jednak spora dawka alkoholu i podniosły humor lokalnego święta sprawiają, że ta dwójka ląduje razem w łóżku, czego Karen żałuje już w chwili pobudki. Później chyłkiem wymyka się z pokoju i jedzie do swojej domu, żeby w spokoju odchorować potężnego kaca. Niestety, kilka godzin później otrzymuje telefon, że ma stawić się w pracy, ponieważ na wyspie popełniono morderstwo. Zwyczajowo sprawą zająłby się jej szef - tak, ten z którym spędziła noc - ale nie może tego zrobić. Ponieważ ofiara jest jego byłą żoną. ⠀
⠀
Tak rozpoczyna się historia, którą autorka tkała, niczym szczegółowy gobelin. Mam wrażenie, że współczesne kryminały nastawione są na to, żeby szokować czytelnika, przyprawiać go o gęsią skórkę i szybsze bicie serca. Autorzy prześcigują się w myleniu tropów, w makabrycznych opisach morderstw, w podrzucaniu kłamliwych śladów.
A Maria Adolfsson, autorka "Doggerland. Podstęp" poszła całkowicie inną ścieżką i nakreśliła niespiesznie historię, która dopiero na samym końcu powoduje wyrzut adrenaliny.
Opisanie mozolnego i powolnego śledztwa, to koronkowa robota - tam nic nie dzieje się na "tip-top", wszystko ma swój czas i logicznie wynika z poprzednich rozdziałów. I z racji swojego zawodu wiem, że jest to książka, która najbardziej szczerze oddaje realne dochodzenie. Pełna jest długich opisów, dywagacji, rozmów pomiędzy policjantami, rozmyślania Karen o tym, kto mógł zamordować ich sąsiadkę i bez żadnych śladów uciec z wyspy.
Z pewnością to dość wymagająca powieść - trzeba się skupić, zapamiętać sporo trudnych do wymówienia nazwisk, przebrnąć przez garść opisów krajobrazu wysp, ale finalnie dostajemy kryminał jak najbardziej realny. Fabułę, która spokojnie mogłaby odgrywać się w prawdziwym świecie, historię jakby zaczerpniętą wprost z policyjnych czy prokurtorskich akt.
Jeżeli więc chcecie wiedzieć, jak to naprawdę zazwyczaj wygląda i jak żmudne jest prawdziwe dochodzenie, to polecam wam "Doggerland. Podstęp". Warto się pokusić.