Główna bohaterka powieści to czterdziestoośmioletnia Małgorzata. Kiedy ją poznajemy kobieta wraz z mężem Konradem, z którym jej się nie układa i córką Manią mieszka w Warszawie w mieszkaniu na Saskiej Kępie. Gosia pracuje w agencji reklamowej, jednak spokojną pracę utrudnia jej szef i nowo zatrudnione pracownice. Niedługo po rozpoczęciu akcji książki kobieta zostaje zwolniona z firmy i bardzo przeżywa utratę posady, szczególnie że nie może znaleźć nowego satysfakcjonującego ją stanowiska. Kolejne problemy z mężem sprawiają, że Gosia się z nim rozstaje i postanawia spotkać się z matką, której praktycznie nie zna.
W ten sposób Małgorzata z zatłoczonej i tętniącej życiem Warszawy trafia na małą i spokojną mazurską wieś. Na miejscu kobieta powoli nawiązuje kontakt ze swoją matką, poznaję ją i jej historię. W domu z matką mieszka także Kaśka – kobieta w wieku jej rodzicielki, jednak niepełnosprawna umysłowo, którą trzeba się opiekować. Życie Gośki obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Zmienia otoczenie, opuszcza rodzinę, ale poznaje nowych ludzi, inny sposób życia, jedzenia i funkcjonowania. Gosia poznaje także inne obowiązki, zajmuje się gotowaniem, pomaga przy zwierzętach. Jej zabiegane i niesatysfakcjonujące życie staje się spokojne, zwalnia tempa i ją uszczęśliwia. Za rogiem czeka na kobietę nawet prawdziwa miłość.
Autorka napisała książkę o kobietach i dla kobiet. Mamy tu więc pełen ich „przekrój” od młodych – Mania, Paula, przez te w średnim wieku – Gosia, Elwira, aż po te starsze – Basia, czy Anna. Jest też ukazana osoba niepełnosprawna, która nadaje akcji ciepła, dziecięcej prostoty i radości – Kasia. Małgorzata Kalicińska w swojej powieści umieściła także kilka postaci męskich, które odgrywają ważną rolę – Tomasz, Janusz, czy Sławek.
Jednym z aspektów, który wpłynął na moją ocenę, jest język, którym posługują się bohaterowie i ich niektóre zachowania. Autorka nie stroni od wulgaryzmów i pejoratywnych określeń. Choć czasem pasują one do sytuacji i bohaterów, to do końca lektury nie mogłam się do nich przekonać, często były nadużywane i niepotrzebne. Nie podobało mi się również pokazanie alkoholu jako radzenia sobie z problemami, zajęcia czasu, czy sposobu na leczenie.
Pomimo kilku wad książka mi się podobała. Ma w sobie sporą dawkę humoru, sielską atmosferę, a nawet może dostarczyć wzruszeń. Historia, owszem, jest wyidealizowana, a bohaterowie radzą sobie z większością problemów, ale taki jest zamysł powieści obyczajowych. Akcja płynie wolno, spokojnie a postacie nie mają żadnych szczególnych cech. W powieści znajdziemy wiele opisów przyrody. To prosta książka, idealna na wolny wieczór, która szybko się czyta i zabiera czytelnika w spokojny, wiejski świat do domu położonego nad rozlewiskiem.