„ Zawsze mówiłem, że jak policja zacznie zatrudniać dziewczyny, to stanie się bardziej ludzka (…)”.
Lipiec 1923 r. był wyjątkowy. Przynajmniej dla pewnej młodej, pięknej i charakternej kobiety - Hanki Lubochowskiej. Właśnie wtedy spełniło się jej największe marzenie, dostała swoją wyśnioną pracę – została policjantką w Komendzie Miejskiej Policji w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu. Niemal od razu zostaje tu zaangażowana w swoją pierwszą sprawę i to nie byle jaką. W centrum Warszawy doszło bowiem do zabójstwa pewnego znanego adwokata, obrońcy wielu dość szemranych klientów.. Z pozoru prosta sprawa z każdym okryciem śledczych coraz bardziej się komplikuje. Jednak Hanka Lubochowska – polski Sherlock Holmes i Rudolf de Gerolstein w jednej osobie, do tego, obdarzona nie tylko wybitną kobiecą intuicją, ale i żyłką rządzenia, umiejętnością wyznaczania zadań i wydawania rozkazów, zręcznością łączenia faktów i smykałką do wyciągania trafnych wniosków oraz drygiem obserwacji, mająca otwarty umysł dziewczyna, na swoje czasy naprawdę wyzwolona – w mig dostrzeże sedno sprawy, rozszyfruje koneksje, powiązania, kręgi zależności. A to, że przyszło jej pracować z samymi mężczyznami, doda tylko tej całej historii rumieńców..
Mroczne sekrety, skrywane latami tajemnice, zbrodnia i kara, ludzie, niczym księżyc mający swoją ciemną stronę, wątki historyczne, intrygująca zagadka kryminalna, wątek obyczajowy, świetne dialogi, wyborne poczucie humoru, a do tego niepowtarzalny klimat międzywojennej Warszawy i ten piękny język – to wszystko pozwala poczuć ducha tamtych lat..
„Dziewczyna z Konstancina” jest kontynuacją "Lisicy" której niestety nie czytałam, ale zamierzam wkrótce ten błąd naprawić. To powieść kryminalna, która od pierwszych stron urzeka i w mgnieniu oka zabiera czytelnika w niezwykłą podróż obdarowując poczuciem wybornie spędzonego czasu.
Polecam.