Ta książka jest wręcz przesiąknięta dramatyzmem. Ja rozumiem, że taki był zabieg autora. Lecz "co za dużo, to niezdrowo". Denerwowała mnie lektura tej książki. Gdyby autor pokusił się o zmniejszenie napięcia i dramatyzmu, wyszłoby idealnie. Ale, jak wiadomo, ideałów nie ma. Główny bohater, w moim odczuciu, został wykreowany szablonowo. Nie wiem, jak Was, ale mnie denerwowała ta jego zbytnia delikatność. A już częste omdlewanie i wpadanie na ludzi i przedmioty (dosłownie) było zwyczajnie irytuające! W tym świetle, nie przekonuje mnie wręcz heroiczny czyn, na jaki odważa się bohater pod sam koniec książki. W mojej głowie wciąż brzmi pytanie: "Czy to rzeczywiście ten wątły, przewrażliwiony musico?" Nie rozumiem, skąd u niego nagle pojawiło się tyle odwagi. Być może to tylko moja opinia, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w kreacji bohatera zwyczajnie "coś nie gra". "The New York Times" porównał tę książkę do "Pachnidła". Moim zdaniem nie jest to trafne porównanie. O ile tam opisy zapachów wręcz duszą i przytłączają czytelnika, o tyle tutaj relacjonowanie wszystkich dźwięków przez autora jest czymś pięknym i pozwalającym faktycznie "dosłyszeć" te dźwięki, kiedy przewracamy kolejne strony powieści.