Drugi to tom jest jeszcze lepszy od pierwszego. Moje emocje rozgorzały do temperatury pieca martenowskiego. O ile w I tomie bardzo polubiłam Maxona i kibicowałam mu, to teraz nienawidzę Go i uważam, że America powinna porzucić tę miłość. Według mnie, Maxon jej nie kocha.
Twierdzi, że kocha Ami, ale umawia się z innymi. Jak Ona ma go poznać i mu zaufać. Jest jej całkowicie obcy (przede wszystkim klasowo).
Aspena zna i mu ufa, jest jej oparciem. Maxon mówi, że kocha, nawet czasami obdarza zaufaniem (pamiętnik), ale jednocześnie ukrywa przed nią ważne rzeczy. Jak ma wzbudzić zaufanie Ami? Obściskując się z innymi. Przecież łączy go uczucie z Kriss. Ami o tym wie i on sam to sugeruje. Obściskuje się z Kriss na oczach Ami! Obściskuje się i gorąco całuje z Celeste! Ami omija i traktuje chłodnawo, dla drugich ma uściski i uśmiechy. Jej stawia ultimatum i pozostawia decyzję, ale sam nie jest Jej wierny i nie zachowuje się wobec niej lojalnie.
To ma spowodować, że Ami go polubi? Ma go kochać, bo jest księciem i Jedynką? Ja, szczerze, podchodziłabym niechętnie do faceta, który tak wyrażałby swoje uczucia do mnie! Nie można kochać i zostawiać sobie drugiej na boku, jako wyjścia awaryjnego! A Maxon dokładnie to robi!. Aspen nie miałby żadnej szansy, poza byciem przyjacielem, gdyby Ami czuła się kochana i była pewna uczuć Maxona!. To książę powoduje, że niepewna swojej pozycji, Ami zwraca się w stronę Aspena. W końcu to on jest czymś stałym i znanym w tym wrogim świecie. Osobiście, ja zrezygnowałabym z Maxona - on tak naprawdę nie kocha Ami - nie tak wygląda miłość. Ona jest albo jej nie ma. Tutaj mamy do czynienia z wygodnym dla Maxona, przyjemnym haremikiem.
Poza tym, nie rozumiem Maxona: albo chodzi mu o polityczne koneksje, albo o to, kogo popiera lud w sondażach, albo o miłość!
A on chciałby mieć ciastko i zjeść ciastko. To, że pomaga Marlee, że walczy z ojcem, znosi katusze, może zwiększyć sympatię do niego, ale czy ma być powodem, że America go pokocha... Kiedy w najistotniejszych sprawach nie jest wierny i lojalny wobec "ukochanej"!
Dla mnie, w sprawach miłości, najistotniejsza jest bezwarunkowa (!) lojalność i wierność. Nie zgadzam się na półśrodki. Nie można trochę kochać i trochę być w ciąży. Albo miłość jest bezwarunkowa, albo nie ma jej wcale!