Spoilery.
Spotkałam się kiedyś z opinią, że serię HP najlepiej zacząć czytać od części 4 i szczerze mówiąc: trudno mi się z tym nie zgodzić. Ta część było zdecydowanie ciekawsza, naprawdę chwilami mroczniejsza, a jednak jednocześnie zabawniejsza niż trzy poprzednie razem wzięte. Pojawiają nam się też poboczne wątki jak Rita i jej artykuły, poszukiwanie zaginionej Berty, wątek skrzatów domowych czy wątek śmierciożerców na mistrzostwach, ale też pomniejsze rzeczy jak pierwsze nastoletnie zakochania lub zazdrości (chociaż dla mnie to akurat nie jest szczególna zaleta)… Jestem jednak w stanie zrozumieć, że ten delikatny nadmiar wątków nie każdemu przypadnie do gustu, bo okropnie wydłuża to książkę.
Dobrze, że dalej widać, że Rowling jakoś rozwija ten świat – sytuacja olbrzymów, sytuacja skrzatów domowych, dużo uprzedzeń i dużo rasizmu wśród wielu czarodziejów. To był bardzo dobry moment, żeby rozpocząć takie wątki dopiero w tej części, bo wszystko się dzięki temu ładnie klei. Dodatkowo, nakreślenie też całego chaosu w ministerstwie i całym czarodziejskim świecie za Voldemorta u pełni władzy wreszcie ukazało prawdziwy dramat tamtych czasów.
Bardzo podobała mi się scena pojawienia się starszego Croucha, gdy był już pogrążony w szaleństwie, a jednocześnie mam wrażenie, że dla odmiany sceny zdobywania złotego jaja już się Rowling pisać nie chciało.
Irytujące było też wałkowanie w kółko i w kółko momentów, gdy pojawiał się jakiś artykuł w gazecie i ...