To nie jest wybitna literatura. Ni pies ni wydra, ani reportaż (skąd ta myśl?) ani pamiętnik, tym bardziej powieść.
To jest książka na ważny TEMAT.
Lekko przerażają mnie negatywne oceny innych kobiet tu na portalu. Odważyła się dziewczyna napisać o ciemnych stronach bycia matką, a my musimy jej dokopać, że rozmemłana, że uprawia czarnowidztwo, że tak źle nie jest? Skąd wiadomo, że nie jest? Bo mi było dobrze? Jeśli ta książka miałaby zniechęcać do rodzenia dzieci, to chyba te, które i tak wielkiej ochoty na to nie mają.
Ad rem. Książka ta to, przyjmijmy, zbiór refleksji i spostrzeżeń powiązanych z ciążą i pierwszym okresem macierzyństwa. Tak, prawda, przeważają smutne konstatacje, nie ma tu euforii i zachwytu, jest nawet zdiagnozowana i leczona depresja. Ale, na litość boską, trudno o te pierwsze kiedy "każdego dnia marzę o momencie, w którym dzieci zasną, każdego dnia mam nadzieję, że zasną wcześniej i będę mogła pobyć ze sobą." Pamiętam ten stan, on trwał lata całe. Pamiętam, jak ze trzy miesiące po urodzeniu syna, poszłam sama do miasta. Szłam ulicami mojej dzielnicy i czułam się jakby mnie z więzienia wypuścili. Dosłownie. Inni ludzie, inna ulica. Wiem, że to bez sensu, ale tak czułam.
I jest też dużo o oczekiwaniach i standardach - brrr, tfu! Masz robić wszystko najlepiej, koniec kropka. Najlepiej być eko-matką z pieluchą tetrową, prowadzącą jakiś rękodzielniczy biznes, biegającą na fitness (bo nie daj Boże wpadniesz do kategorii: zaniedbana mamuśka, mąż szuka już innej), ach, koniecznie dobrze żywiącą dzieci i od zygoty dbającą o ich rozwój intelektualny i integrację sensoryczną.
Całość jest pełna prawie moich myśli, nie raz zaśmiałam się w duchu do autorki. Ma kobieta dryg do wyławiania charakterystycznych fragmentów rzeczywistości.
Ode mnie osiem gwiazdek dla przywrócenia równowagi w przyrodzie.
Pozdrawiam wszystkie mamy, świeże i doświadczone :)