Na początku książka mnie trochę nie tyle zniechęciła, co zmusiła do zastanowienia, czy to moja bajka. A wszystko przez horrorowaty rozdział pierwszy. Dlaczego kontynuowałam? Bo mimo że nie lubię zbytnio horroru czy grozy, to tutaj autorowi udało się utrzymać moją ciekawość, tak zakręcić sprawy psychologicznie, że w końcu nie wiedziałam, co jest prawdą. A chciałam się dowiedzieć.
Potem poszło już z górki. Autor przemieszał elementy straszne, absurdalne, psychologiczne i słowiańskie mistrzowsko. Nie nudziłam się, nie miałam już wahań, czy chcę to dalej czytać. Najbardziej zachwyciły mnie właśnie opary absurdu, niby nierealne, ale wplecione w rzeczywistość książki tak, że nie dało się im odmówić racji bytu.
A, i jeszcze jedna ważna uwaga: autor nie oszczędza bohaterów, a to wyróżnia tę powieść w zalewie słodkich opowiastek, gdzie wiemy, że wszystko będzie dobrze.
No i ten humor…