"Ludzie wpadają w panikę, kiedy słyszą złe wiadomości. Jak są w sklepie, to kupują papier toaletowy, wodę i broń"
Zaczynając od tytułu tej debiutanckiej powieści, bardziej by pasował "Księga wieloimiennej akuszerki". Ponieważ owa pani, mimo że, nie podaje swojego prawdziwego imienia, to dla każdego napotkanego człowieka na swej drodze ma jakieś imię wymyślone. Ma to sens, kiedy kobieta udaje faceta (niczego nie zdradzam, ta informacja jest już podana w opisie), jednak nawet kiedy decyduje się zdradzić ze swoją prawdziwą płcią, imiona nadal zmyśla.
Po drugie, po raz kolejny pytam, kto u diabła sadzi takie opisy, w zasadzie dzięki spojlerom w takim opisie, tak naprawdę już nawet nie trzeba czytać książki, z grubsza i tak wiadomo, co w niej się dzieje. No i to porównanie do "Opowieści podręcznej" absolutnie chybione w mojej ocenie. Zdecydowanie mocno naciągane.
Wielu opiniujących pisze też o tym jakoby w tym postapo świecie pozostali sami bestialscy faceci, te kobiety trzymane w łańcuchach itp. (to znowu spojler z legalnego opisu) Tylko jakoś nikt nie zauważa, że tak zwane w tej historii, "Roje" dla odmiany zniewalały facetów, tyle tylko, że nie siłą, a sposobem i potrzebnymi do tego akcesoriami.😉
Co jeszcze? Wyłapałam kilka nieścisłości. To, że położna pogubiła się w czasie z tymi swoimi zapiskami, jestem w stanie zrozumieć, ale autorka "pogubiła się też" z narracją, która raz jest pierwszoosobowa, by za chwilę, bez powodu i ostrzeżenia przejść w trzecioosobową. Nie wiem, zabieg to celowy, czy tak jej wyszło?
Dalej, w jednym miejscu pisze, że udał jej się szaber, bo znalazła, świetną latarkę, a za chwilę pisze, że czegoś tam nie mogła zobaczyć, bo nie miała latarki. To w końcu miała tę latarkę, czy jej nie miała? Albo taki tekst, kobieta szuka broni w jednym z bogatych opuszczonych domów.
"Na kominku stał mały brzydki zegar, a w środku schowany magnum 357, wielki jak armata"
Nie wiem wprawdzie, jak wygląda dla autorki "mały brzydki zegar", ale już samo słowo "mały" w kontekście do "wielki jak armata", brzmi dla mnie jakoś niespójnie...
Reasumując, ogólnie książka jest całkiem niezła, a ja się tak tylko trochę "czepiam" dla zasady 😉