Od pewnego czasu odnoszę wrażenie, że ktoś podmienia mi strony w czytanych przeze mnie książkach. Mam tę samą okładkę, ale chyba inną treść.
Kiedy mi coś przypada do gustu, kiedy znajduję w książce coś, co chcę docenić, to w innych opiniach czytam, że to dziwna i mało zajmująca książka.
Natomiast kiedy spotykam się z ogromem entuzjazmu u innych czytelników, to nie potrafię zauważyć tego, co oni dostrzegli.
"Ktoś kogo znamy" Shari Lapeny to czwarta książka wydana w naszym kraju przez Wydawnictwo Zysk i S-ka. To thriller, który porywa czytelników i wskazuje co może się wydarzyć, kiedy zbyt intensywnie zainteresujemy się sąsiadami.
Ze skrzydełek książki krzyczą do nas informacje jak piekielnie dobrze jest to napisana książka, jak ważną problematykę porusza, jak buduje napięcie...
Autorka osadziła akcję swojej powieści w dusznym miasteczku niedaleko Nowego Jorku. Ktoś włamuje się do domów i przegląda zawartość komputerów, przez co najprawdopodobniej poznaje najbardziej skrywane tajemnice ich właścicieli.
Dodatkowo odnaleziono zwłoki kobiety, która niedawno zaginęła, a do jej domu również miał się zakraść rzeczony włamywacz. Niepokój w mieszkańcach narasta. Do tego ktoś pisze anonimowe listy z przeprosinami do ofiar włamywacza...
Książkę rozpoczyna prolog, który nie jest bajką dla dzieci.
Potem przechodzimy do rozdziałów, w których poznamy poszczególnych mieszkańców. Wszystko będzie się toczyć w okół Olivii Sharpe i jej nastoletniego syna Raleigha. Będziemy odkrywać sąsiedzkie powiązania, przemilczane konflikty. I patrzeć jak członkowie rodzin są sobie obcy. Jak żona nie wie nic o mężu i odwrotnie. Jak rodzice nie rejestrują tego, co dzieje się z ich dziećmi.
Autorka wdzięcznie miesza czytelnikowi w głowie, zwodzi. I choć samym rozwiązaniem byłam zawiedziona, bo jest bardzo schematyczne, to zakończenie samej powieści oceniam na plus.
I dla mnie to jest wszystko co mogę dobrego o tej książce napisać.
Postaci są jak zrobione przez kalkę. Wszystkie identyczne i kompletnie bezbarwne. Nudne. A ich wzajemne relacje określiłabym na wzór pewnej opery mydlanej opowiadającej o wielkim świecie mody. I nie tylko ich relacje. Narracja i dialogi mówią o tym samym, po wielokroć.
Rozumiem, że miała to być łatwo przyswajalna historia z gatunku tych, które nie prowokują czytelnika do nadmiernego wysiłku, ale naprawdę nie trzeba nam stale powtarzać tego samego...
Miałam wrażenie, że jak otworzę tę książkę na losowej stronie, to z jej treści dowiem się i tak tego, co się do tego momentu w fabule wydarzyło.
Przeczytać ją można z prędkością światła, ale nie dlatego, że jest taka zajmująca. Napięcia niestety żadnego nie odnotowałam.
Przewracałam oczami i wzdychałam. Czułam się jakby wpadł mi do gardła gorący kartofel i prędzej go połknę niż wypluję.
Autorka chciała przedstawić małe, zamknięte środowisko, które zatracając się w ciągłych kłamstwach i życiu na pokaz nie wie już komu może ufać. Nikt o sobie nic nie wie, nawet najbliżsi.
To mogła być zajmująco napisana historia, nawet jak w ogólnie przyjętym schemacie. Mogła, ale dla mnie nie była.