"Siedmiu mężów Evelyn Hugo"? słyszałam, że dobra, ale książka nadal w planach czytelniczych.
"Daisy Jones and The Six"? to była genialna książka.
"Na zawsze, ale z przerwą".. to zdecydowanie inna powieść od dwóch wyżej wymienionych. Choć nie czytałam pierwszej, to myślę, że mogę stwierdzić, iż tak jest.
Życie Elsie Porter wali się w najmniej oczekiwanym momencie. Wydawałoby się, że nic nie jest w stanie zakłócić jej idealnej codzienności.. Jednak pewne wydarzenie zmienia wszystko całkowicie. Elsie jest na skraju wytrzymałości, a jej serce zdaje się nie udźwignąć tak ogromnego bólu. Czy jest dla niej ratunek?
To książka z gatunku tych, które kiedy zacznie się czytać, nie można przestać, ponieważ pochłania całkowicie i nic, absolutnie nic nie jest w stanie cię od niej oderwać. Autorka, jak zwykle, stworzyła bardzo oryginalne postacie, których każda emocja była namacalna, i właśnie to bardzo cenię w jej książkach - poruszają niesamowicie mocno. Porównując tę z wcześniej czytaną "Daisy..." z łatwością stwierdzam, że ta staje się moją ulubioną.
"Na zawsze, ale z przerwą" to przepiękna, przecudowna (i mogłabym tak dalej wymieniać) książka, która wzbudziła we mnie przeogromną ilość emocji. Czułam się jak na huśtawce, kiedy wszystko jest w porządku, a zaraz wszystko się wali. Z jednej strony uwielbiałam Elsie i bardzo trzymałam za nią kciuki, a z drugiej nienawidziłam autorki, że zesłała na nią tak okrutny los.
Zdecydowanie nie jest to zwykły romans i banalna historia. Ta ksiązka to coś więcej. Opowiada o wielkim uczuciu, prawdziwej i jedynej miłości, która jest niepowtarzalna i zdarza się tylko raz. Wydaje mi się, że dzięki niej autorka chce pokazać nam, prostym ludziom, że czasami tkwienie w przeszłości nie jest dobrym wyjściem. Trzeba ruszyć do przodu i żyć pełną piersią, a nie tylko wspomnieniami.
Polecam w 100%. Jestem przekonana, że niebawem wrócę do tej historii.