Zabrałam z sobą książkę w miejsce gdzie miałam czekać. Chciałam ją przyjrzeć, gdyż z dużą ostrożnością podchodzę do zapisów z bloga. Jednak jak zaczęłam czytać, to nie potrafiłam już od niej się oderwać. Le Guin zaczęła pisać bloga po ukończeniu osiemdziesiątki, pod wpływem tekstów jeszcze starszego blogera Jose Saramago. Pani Fowler we wstępie określa te wpisy jako „archiwum medytacji nad wieloma sprawami”. Można by je określić krótkimi esejami o sprawach, które zwróciły uwagę wielkiej pisarki. Zaczyna od siebie i swojego wieku. Wyśmiewa się z ludzi, którzy jej powiadają, że nie jest stara. Kpi z ludzi, którzy powtarzają, że człowiek ma tyle lat, ile uważa. Przypomina, że starość to nie stan umysłu, ale sytuacja egzystencjalna, z którą się trzeba pogodzić. Niezwykle mądrze, ale też dowcipnie pisze o swojej starości. Jej eseje można by podzielić na dwie ścieżki. Jedne dotyczą dnia codziennego , któremu się przygląda z uwagą. Takimi są eseje o jajku na miękko, choince, słuchaniu muzyki, o odnajdywaniu szczęścia w zatrzymanych chwilach i obrazach. Drugą ścieżką są tematy ogólne np.: o wielkiej powieści amerykańskiej, wulgaryzmach w literaturze, ekonomii, edukacji, a nawet o Homerze. Jest też akcent polski. Wszystko jest przeplatane opowieściami o ukochanym kocie. Teksty niezwykle błyskotliwe, przenikliwe, zabawne, ale czasami gorzkie, napisane wspaniałym językiem. Przy tej książce nie sposób się nudzić, ale czasami się człowiek zamyśli.
Polecam wszystkim nie tylko miłośnikom S-F. Tą kobietą warto poznać i przeczytać jej przemyślenia na różne tematy.