Anna Kańtoch, która słynie z budowania niepowtarzalnego klimatu w swoich powieściach kryminalnych, w "Niepełni" pokazała się jako mistrzyni wyrafinowanego obrazu, który trudno opisać, streścić, czy chociażby umieścić w ramach przestrzennych lub czasowych.
Świat przedstawiony w powieści łączy różne alternatywne rzeczywistości, a losy pogubionych w nich bohaterów przeplatają się w dziwnych okolicznościach. Poszczególne sekwencje obrazu wydają się autonomicznymi kryminalnymi historiami, ale gdy pojawiają się dziwne interakcje postaci, wzajemne zależności, zaskakujące układy przyczynowo-skutkowe, wszystko zaczyna łączyć się w niezwykłej surrealistycznej wizji.
Wytwarza się osobliwy łańcuch powiązań, który z jednej strony niepokoi i zaciekawia, z drugiej irytuje pogmatwaniem i brakiem spójności. Czytając, byłam zaintrygowana i zdezorientowana, oczarowana i zdziwiona, a czasem... wyczerpana.
Bo z jednej strony czułam się porwana siłą magicznej baśni — rodem niemalże z "Prawieku..." Olgi Tokarczuk — z drugiej zmuszona byłam do logicznej analizy kolejnych zdarzeń lub sensu przesunięć czasowych. W niektórych momentach mówiłam sobie, że do końca jeszcze nie rozumiem, ale niesiona świetnym stylem (precyzyjnym językiem) Anny Kańtoch dobrze się bawię (delektuję się, czuję bohaterów, jestem zaintrygowana i zaniepokojona, doszukuję się ukrytych znaczeń), w innych chwilach wertowałam książkę, cofałam do wcześniejszych fragmentów, bo chciałam koniecznie znaleźć klucz do całej historii.
Książka mnie oczarowała. Niesamowita mieszanka kryminału, powieści grozy i... jeszcze czegoś, do tego podana w niekonwencjonalnej formie. I oczywiście z królującym Kańtochowym mrocznym klimatem, który wzmacniany z rozdziału na rozdział stopniuje i wzmacnia napięcie. A koniec? prowokuje do... ponownego przeczytania.