Zdecydowałam się jednak na przeczytanie ostatniej części cyklu "Miedzianego Jeźdźca", trylogii o Tatianie i Aleksandrze. Głównie pewnie dlatego, że wypożyczyłam z biblioteki wszystkie części i nie chciałam zwracać nieprzeczytanej.Ostania część trylogii nie przypominała w niczym wspaniałej historii miłości na tle rozgrywającej się wojny, została sprowadzona do zwykłej powieści obyczajowej, niesamowicie długiej i rozwlekłej.Te ponad 800 stron , to zdecydowanie za dużo. Znacznie trudniej było mi czytać " Ogród letni, ponieważ urzeka, jednak już nie tak jak pierwsze dwie części.Niestety miałam wrażenie, że to zupełnie inni bohaterowie, gdyż chwilami w niczym swoim zachowaniem nie przypominali Tatiany i Aleksandra. Początek powieści opowiada o traumie powojennej gdzie pokazane jest, jak wojna zmienia człowieka i jak trudno jest zacząć normalnie żyć doświadczywszy tak wielu złych rzeczy. Trudności w odnalezieniu siebie samego i siebie nawzajem po wojnie to główny wątek powieści, zdominowany przez wątki erotyczne.Autorka pokazuje coś innego ale nie mniej ważnego.Romans i wielkie uniesienie miłosne nie trwa wiecznie, bo przychodzi codzienne życie, rutyna, dzieci. Zaczynają się problemy, próby ich rozwiązywania .
Rozżalony Aleksander mówi do Tatiany- " Jestem totalnym popaprańcem ... wrzeszczę na Anthony'ego, bo musimy udawać, że nie jestem
kim jestem....zupełnie jak w Związku Radzieckim. co za ironia prawda? Tam musiałem ukrywać swoja amerykańską przeszłość a tu radziecką..." Pani Simons funduje nam przeciąganie w nieskończoność, co momentami naprawdę nużyło i nudziło.
Bardzo ciekawe retrospekcje dzieciństwa Tatiany wydawały mi się nie do końca potrzebne w takiej ilości.Właściwie mogły by się stać zupełnie
oddzielną opowieścią. A wątek kiedy Aleksander ponownie wyrusza na wojnę tym razem aby odbić swojego syna z rąk Wietnamczyków może jest ciekawy ale zastanawiałam się po co to wszystko. Kolejny raz Aleksander przeżywa wszystko na nowo a Tatiana kolejny raz umiera ze strachu o niego. A po za tym wczoraj w telewizji emitowali " Rambo" i niech mi wielbiciele Pani Simons wybaczą ale przyszły mi w tym momencie na myśl opisy z akcji z Wietnamu w powieści. A na zakończenie kiedy w kuchni u Tatiany pojawiło się tylu bohaterów, że nie sposób było mi się połapać kto jest kim.
Chyba wolałabym wspominać uczucie Tatiany i Aleksandra z pierwszego dnia kiedy się poznali, Łazariewo kiedy wzięli ślub i spędzili najpiękniejsze dni życia. Tak wolałabym zapamiętać tę opowieść i tak sobie ich wyobrażacie nie poznawać ich dalszych losów.
Jedno trzeba oddać autorce, że swoją trylogią wzbudziła i nadal wzbudza rozmaite emocje, od euforii po słowa krytyki ale na pewno nie pozostaje obojętna czytelnikowi.
Warto jednak przeczytać jako dopełnienie całości ale ja osobiście wolałam tamtych bohaterów i ich historię miłości, która narodziła się i rozwinęła podczas zawieruchy wojennej.
Mimo pewnych zastrzeżeń opowieść o Tatianie i Aleksandrze pozostanie na zawsze w mojej pamięci.
"Kiedy ją zobaczył, ujrzał coś nowego. Ujrzał, bo chciał zobaczyć, bo chciał zmienić swoje życie. Zszedł z chodnika prosto w przepaść.
Przejść przez ulicę. Iść za nią. A ona nada twojemu życiu znaczenie, ocali cię. Tak, tak – koniecznie przejść.
– „Spotkamy się znów we Lwowie, mój ukochany i ja” – nuci Tatiana, jedząc lody w naszym Leningradzie, w pachnącym czerwcu,
nad Fontanką, nad Newą, w Ogrodzie Letnim, w którym zawsze pozostaniemy młodzi."