Jestem roztrzęsiona! Nie przypuszczałam, że po przeczytaniu ostatniej strony, będą targać mną nerwy. Nie jestem matką, więc nie sądziłam, że tak mocno poczuje emocje panujące w tej książce.
Przyznam się, że robiłam do niej dwa podejścia. Od początku akcja nabiera tempa. Elisa odbiera swoją córeczkę Lucię ze szkoły. Spotyka tam nową uczennicę wraz z jej mamą. Ku zaskoczeniu, dziewczynki bardzo dobrze się ze sobą bawią. Zabawa trwa do tego stopnia, że nie chcą się rozstawać, więc pada propozycja wspólnego nocowania. Elisie od razu zapala się żarówka 💡 nie zna tej rodziny i byłaby to pierwsza noc córeczki poza domem, ale widząc dziecięce radosne uśmiechy, nie może odmówić. Mamy wymieniają się numerami telefonów i są w stałym kontakcie. Wieczorem Elisa przywozi rzeczy osobiste Lucii , w tym najważniejszą maskotkę – Myszkę Minty. Całuje swoją córeczkę na dobranoc i obiecuje odebrać ją następnego dnia. Nie wie, że gdy przekroczy próg, jej idealne życie wkrótce odwróci się do góry nogami.
Elisa pracuje jako stewardessa, a gdy nagle wypada jej rejs, odbiór córeczki przechodzi na jej męża – Friedrika. Wyobraźcie sobie, co czuje matka, gdy wychodzi z pracy, a na miejscu czeka na nią mąż z informacją, że pojechał w podany adres, jednak nikogo nie zastał. Jest kilka godzin po umówionej godzinie, a telefon drugiej mamy nie odpowiada. Wracając na miejsce, zastają tylko panią sprzątającą, która informuje ich, że dom wynajmowany jest na doby. Po małej Lisie zostaje tylko najważniejsza dla niej Myszka Minty.
Po tej sytuacji książka wydaje się trochę rozciągać w akcji, do tego stopnia, że odłożyłam ją na dwa dni. Tylko w pracy zastanawiałam się, jak skończy się historia małej Lucii. Całą sytuacją szczególnie zainteresowana jest pewna młoda dziennikarka. Ma przeczucie, że jest w tym zdarzeniu jakieś drugie dno. W Norwegii bardzo rzadko dochodzi do porwań, a tym bardziej zainicjowanych w tej sposób. Zaczyna swoje własne śledztwo, a jej głównym źródłem informacji staje się profil Elisy na Instagramie.
In our family portrait, we look pretty happy. Let's play pretend, let's act like it comes naturalny… - śpiewała Pink w kultowymFamily Portrait.
Tu zaczyna się drugi wątek, przy którym powinniśmy się zatrzymać. Czy pokazywanie swojego idealnego życia na mediach społecznościowych jest bezpieczne? Czy dodawanie zdjęć swoich dzieci nie wzbudzi w kimś skrajnych emocji? To kolejna książka, która pokazuje, jaką moc ma Internet i że nigdy nie wiadomo, kto nas podgląda.
Całe zakończenie nie zaszokowało mnie specjalnie, bo można się domyślić niektórych spraw. Jednak sposób, w jaki jest ta książka napisana – zasługuje na wysoką notę. Odczuwamy każdą emocję, a także przybliża nam wyjątkowe relacje, jakie panują między matką i córką. Przypomina nam także, że sytuacje z handlem ludźmi nadal mają miejsce.