W rogu sali , pomiędzy dwiema kolumnami w stylu jońskim, stała maszyna tłumacząca Przybyszów, przedziwny twór z szarego metalu, wsparty na pajęczych nogach. Harold podszedł do niej i wtedy spostrzegł za pulpitem maszyny siedzącego nieruchomo Przybysza. Wydawał się częścią konstrukcji aparatu w swoim kanciastym skafandrze bez jakichkolwiek przeźroczystych części.
Przybysz pochylił się, obracając na Harolda receptory wzrokowe.
- To ty nas odnalazłeś w przestrzeni? - zapytała maszyna.
Harold zauważył, że Przybysz porusza się dziwnie za swoim pulpitem.
- To jest śmiech - wyjaśniła maszyna. - Nie przyjmuj tego niewłaściwie. Ale powinieneś znać prawdę.
- Dlaczego? - zapytał Harold automatycznie.
- Ponieważ nas odnalazłeś. To jeden z powodów. Są i inne, ale to nie ważne. nie zastanawiaj się nad tym - poradziła maszyna.
Przybysz znów poruszał się dziwacznie.
- Powiedzieliśmy wam, że jesteśmy poselstwem z Galaktycznej Wspólnoty Ras. To nieprawda. Jestem dowódcą statku badawczego, który leciał do Układu Łabędzia, gwiazdy, którą nazywacie Daneb. W pobliże Słońca dostaliśmy się w wyniku katastrofy. Eksplozja zniszczyła cały silnik naszego statku. Szczęściem nie lecieliśmy z prędkością przyświetlną i pozostała nam nadzieja na ratunek. Ale wkrótce utraciliśmy tę nadzieję. Statek dostał się pod wpływ grawitacyjnych sił Słońca.