"Serce Lodu" chwyciłam tak od niechcenia, chcąc obejrzeć ilustracje, które zdobią wnętrze książki. I tak się stało, że po przeczytaniu pierwszej strony, powieść mnie dosłownie porwała.
Zaczyna się od razu - kolokwialnie mówiąc - z grubej rury. Jest sąd, jest kat i są egzekucje. I właśnie spod katowskiego topora nasz bohater zostaje zabrany na koniec świata, gdzie w mroźnej i nieprzyjaznej krainie ma odnaleźć zbuntowanego klechę i potężny artefakt.
"Zawsze tak było po walce. Ogarniała człowieka rozpierająca radość z rzeczy tak drobnej jak jeden więcej oddech, jedno więcej uderzeń serca. Drobnej, a bezcennej".
Arkady Saulski zabiera nas w podróż pełną krwi, śmierci, magii, ale i męstwa. Fabuła została poprowadzona w taki sposób, że nie można się od książki oderwać. Akcja ani na chwilę nie zwalnia, niemal cały czas coś się dzieje, ale nie odczuwamy znużenia książką.
"Nie lękam się zmian [...]. Lękam się tych, którzy je wprowadzają".
Na ogromny plus zasługują w moim przekonaniu sceny walki. Czytelnik nie ma wrażenia przerostu formy nad treścią, walki są dynamiczne i konkretne - bez zbędnego rozpisywania się na klika akapitów.
"Morze rzeczywiście było kobietą. Konkretnie: ku#wą. Wpuszczało do siebie praktycznie każdego, ale nie każdemu oferowało tę samą jakość usług".
Nie zrozumcie mnie źle, nigdy nie zasługiwałam na miano wybitnego konesera książek i raczej nie zasłużę, bo nie bywam wybredna. W mojej opinii jednak "Serce Lodu" to kolejna pozycja, która pokazuje, że Polacy mogą, chcą i piszą świetną fantastykę. Czytajcie fantasy polskich twórców - zawsze warto!