Wojna to świat dorosłych, ale dramaty dzieci.
Wojna się skończyła, ale koszmar nadal trwa.
Rita ma dziewięć lat, a Rosie tylko pięć. Są siostrami, a po stracie ojca żyją tylko z matką mając gdzieś w tle babcię. Matka postanawia wyjść ponownie za mąż. Niestety okazuje się, że jest on tyranem, który chce pozbyć się pasierbic. Matka dziewczynek, która jest w ciąży ulega jego presji i oddaje dzieci do sierocińca.
Jednak nie zdaje sobie sobie sprawy, że dokumenty które podpisała dają placówce wolną rękę co do dziewczynek.
Wkrótce mają zostać wywiezione do Australii z innymi dziećmi.
Czy dzieci zobaczą jeszcze matkę i babcię? Czy ich cierpienie kiedyś się skończy?
Tytuł książki jak najbardziej trafiony.
Dwie małe dziewczynki gdzieś na końcu świata same, bite, cierpiące.
Kiedy czytając książkę byłam na etapie tego jakie decyzję podejmuje ich matka, jak została osaczona przez swojego partnera to byłam na nią tak zła. Miała wybór, miała koło siebie matkę, swoje mieszkanie , nie miała tylko silnej woli. Niewyobrażalne jest jak pod wpływem innej osoby dorosła kobieta oddaje swoje dzieci. Można powiedzieć, że nie nam ją oceniać. Może obudzi się w porę i nie będzie za późno.
Na szczęście autorka stworzyła postać Lily, cudownej kobiety, babcię dziewczynek .
Początkowo sprawowała nad nimi opiekę, ale kiedy uległa wypadkowi los dziewczynek został przesądzony. Lily walczyła z całych sił, była takim kołem ratunkowym w książce, z ogromną wolą walki. Jak ja jej dopingowałam.
Autorka stworzyła piękną historię, chociaż bardzo smutną i opłakaną w skutkach.
Autorka pokazała nam jak działały w tamtym czasie takie placówki. Liczył się biznes, a nie uczucia.
Na tym chciałabym zakończyć, nie chce Wam za dużo zdradzać, żebyście mieli możliwość odkrywania sami kolejnych zdarzeń i dojścia do końca tej bardzo wzruszającej książki.
Było to moje drugie spotkanie z autorką i napewno nie ostatnie. Autorka ma cudowne pióro i dar wciągnięcia czytelnika w świat przedstawiony w książce.