Czasem miewam sny... sny ciche, sny, które osiadają na dnie duszy, by swą niemą obecnością mamić i kłuć. By przy każdym westchnieniu zalać falą pierwotnej samotności, która mieni się kolorami smutku i rozpaczy. Mimo, że obudzona, to pewności co do tego mieć nie mogę.
Podobnie jest z książką Denisa Johnsona, która przemawia do serca w różnych barwach i językach. Na nieco ponad 100 stronach ukryta jest fascynująca i mityczna podróż poza granice odczuwania zewnętrznego i wewnętrznego, do królestwa, w którym fikcja smakuje lepiej niż jakakolwiek inna sztuka. Tu słowa płyną jak wiersze, a każde sprawia, czujemy jakbyśmy czytali fragmenty obrazów. Te małe fragmenty układają się w gorzką baśń o pragnieniach i lękach ludzkiej duszy. Wspaniała i głęboka. Tę książkę najlepiej smakować w spokojny samotny wieczór i pozwolić jej, by rozgościła się w nas swoją mocą.