Gdybym miała polecić tylko jedną jedyną książkę o bohaterstwie w czasie wojny wybrałabym „Światło ukryte w mroku”. Nie o żołnierzach walczących na froncie, Szarych Szeregach, partyzantach, dzielnych lotnikach, czy więźniach w obozach koncentracyjnych, ale opowieść o dwóch dziewczynach: 17-letniej Fusi i 6-letniej Heli, którym kilkunastu ludzi zawdzięcza życie. Przezwyciężyły strach i obawę przed śmiercią i dokonały niemożliwego. Wykazując się odwagą, sprytem, pomysłowością, a czasami brawurą, w willi przy ulicy Tatarskiej 3 w Przemyślu zapewniły warunki do przeżycia i ukryły trzynastkę Żydów, za co w tamtych czasach, rzecz jasna, groziła śmierć. Ryzykowały nie przez jeden dzień, czy miesiąc, ale przez prawie 900 dni. Nie gdzieś na odludziu, ale w centrum miasta, w domu, w którym często bywali hitlerowcy, a jeden z pokoi zajmowały niemieckie pielęgniarki. Przed polskimi sąsiadami też trzeba było dochować sekretu. Miały przy tym dużo szczęścia i chyba potężnego Anioła Stróża do pomocy, bo z każdych tarapatów wychodziły obronną ręką. Może to trochę podkoloryzowane, z kolei wydźwięk moralny zbyt czarno-biały, ale co tam!
Gdyby autorka tylko wymyśliła taką fabułę, powieść i tak wywoływałaby silne emocje i satysfakcjonowałaby mnie jako czytelnika. Ale ta historia wydarzyła się naprawdę! Trudno w to uwierzyć.
Nie przeszkadza mi odrobina naiwności i prosty język, nie będę się czepiać kilku nieścisłości dotyczących wiedzy o polskich realiach i wyczuciu niuansów, czy uchybień w tłumaczeniu. Historia Fusi i Heleny przyćmiła wszystko. Pewnie, że szkoda, że powieści o dzielnych Polkach i naszym Przemyślu nie napisała autorka polska, tylko amerykańska. Ale jakoś nikt z naszych rodzimych pisarzy nie odkrył tego tematu. Więc lepiej wiedzieć po amerykańsku, niż nie wiedzieć wcale.
Powieść oparta na faktach, powstała na podstawie pamiętników Fusi, wywiadów z jej synem i Helenką oraz dzięki solidnemu researchowi. Dowiedziałam się, że takie dzielne Polki istniały, o ich życiu i bohaterstwie. Razem z nimi cierpiałam głód i chłód, paraliżował mnie strach, żyłam w nieustannym zagrożeniu, cieszyłam się z każdego zdobytego kęsa pożywienia do wyżywienia łącznie 15 osób, wreszcie przeżywałam rozterki - pomóc, czy nie.
Dziewczyny - teraz już Sprawiedliwe wśród Narodów Świata, dokonały rzeczy wielkiej i budzą mój podziw. Stefania i Helena Podgórskie - dwie nasze rodzime SUPERBOHATERKI.
PS. Oglądałam wywiad z Helenką, o przepraszam - teraz już posiwiałą panią Heleną. Nieprawdopodobna informacja… Nikt z uratowanych nigdy nie podziękował dziewczętom. Ja Wam dziękuję w ich imieniu.