pewne jest jedno - dawno nie czytałam czegoś tak dziwacznego. książka po brzegi pełna chaosu i zawiłej symboliki, fabuła[?], fabuły[?] czy też po prostu strzępki wizji są zbyt liczne i powiązane w nazbyt wielu, a jednocześnie zbyt niewielu miejscach, postacie jak w kalejdoskopie zmieniają tożsamości, chronologia wydarzeń jest zaburzona, nieuporządkowana, trudna do ogarnięcia, albo zwyczajnie jej nie ma. podobnie z miejscami akcji. jakby tego było mało, stale zmienia się narrator, często w taki sposób, że niemożliwym jest ustalenie, kto nim właściwie jest w danym momencie. mieszanina przeróżnych, zrozumiałych w pełni chyba wyłącznie dla autora, metafor, podań zaczerpniętych z przeróżnych mitologii, rzeczywistości, pozarzeczywistości, czasów prehistorycznych i przyszłych, wizji post-apokaliptycznych, aniołów, demonów, bogów, wariacje na temat czasu, przestrzeni, wieczności i wagi oraz znaczenia słowa pisanego, wszystko razem nienadające się do rozpatrywania w kategoriach całości, spójnej historii. książka, jak nietrudno się domyślić, nie jest łatwa w odbiorze, momentami zwyczajnie męcząca i niezrozumiała, stanowczo zbyt łatwo zgubić się zupełnie w fałdach welinu. autor zdrowo przesadził z chaotycznością swojego dzieła i gdzieś po drodze chyba zgubił sens i cel albo zupełnie zapomniał o czytelniku. mimo to warto sięgnąć po to literackie dziwadło chociażby przez wzgląd na pojedyncze, aczkolwiek całkiem liczne, wizje czy pomysły zasługujące na miano genialnych. choć ich wyłowienie z tego kalejdoskopowego gąszczu o zupełnie zatartych granicach... wszystkiego łatwym bynajmniej nie jest. podsumowując - specyficzna magia dla wytrwałych ukryta w labiryntach przerostu formy nad treścią i treści nad formą.