Najsmutniejsza książka o terrorze. Pokazuje dzieje psa, któremu nagle świat wywraca się do góry nogami - z psa obozowego konwojenta zostaje bezdomny. Przymiera głodem, jest przeganiany i bity, nie potrafi nikomu zaufać, by ostatecznie zginąć po fatalnej pomyłce. Tyle warstwa dosłowna i to wystarcza, by po przeczytaniu książki płakać jak dziecko.
Warstwa metaforyczna jeszcze bardziej rani. Wcale nie chodzi o psa, a o ludzi którzy przetrwali nieludzki system i nie potrafią wrócić do społeczeństwa i funkcjonować w nim. Ludzie, którzy po tym co przeszli potrzebowali na nowo ułożyć zasady moralne. I to jest myśl obezwładniająca, bo ilu byłych Zeków nie potrafiło wrócić i żyć dalej. Ilu z nich nie było w stanie po tym po przeszli funkcjonować i ginęli jak tytułowy Rusłan? Sołżenicyn przedstawiał cały wachlarz horroru, tu mamy dwie historie- człowieka i psa. I naprawdę nie wiem, która z nich jest bardziej przerażająca.