Cykl "Beniamin Ashwood" czerpie całymi garściami z niechlubnej tradycji najbardziej sztampowych produktów fantasy, w których obowiązkiem głównej/głównego bohaterki/bohatera jest odwiedzenie wszystkich lokacji jakie inwencja autorska raczyła umieścić na obowiązkowo załączonej do każdego tomu mapie. W pierwszym tomie nudnych jak flaki z olejem "przygód" Benjamina Ashwooda i jego wybranej księżniczki A.C. Cobble przeganiał dwójkę głównych postaci z centrum na zachód, a w drugim (równie fascynującym) z zachodu na północ. W trzecim, konsekwentnie, choć całkowicie bezproduktywnie, z północy na wschód (i tak, zgadliście, w następnym tomie planują udać się ze wschodu na południe a nietrudno chyba odgadnąć, że na szósty pozostanie im epicentrum tej geograficznie wyrafinowanej i sześciotomowej eksplozji niesamowitego talentu autora).
Bohaterskie podróże służą oczywiści pielęgnacji niezmierzonych talentów obojga głównych postaci, narastających w tempie wykładniczym (on kosi demony jak zboże i już po kilku miesiącach samodzielnej nauki staje jak równy mistrzom miecza a ona czaruje zupełnie nie tak jak powinna to robić niedouczona praktykantka) i przez trzy tomy nie przybliżyły ich ani o jeden krok do rozwiązania demonicznych i czarodziejskich problemów zwisających posępnie nad ich głowami. Dość napisać, że po zakończeniu trzeciego tomu sytuacja Beniamina i Amelii jest dokładnie taka sama jak była na koniec tomu pierwszego, a konkretnie planują oni uciekać przez kolejne tomy. Ucieczki okraszone są oczywiście licznymi wstrząsającymi wydarzeniami: a to demony kogoś nadgryzą albo jakieś sioło eksterminują, a to źli szlachcice zaatakują niecnie bronią białą, a to uroki przygodnego seksu przeważą nad romantyzmem albo złe czarodziejki pojawią się w okolicy pałając chęcią skrzywdzenia co główniejszych postaci. Czarodziejkom zresztą nie dziwię się specjalnie - sam w trakcie czytania też miałem ochotę kogoś skrzywdzić. Przyznaję się też od razu do przeskakiwania całych akapitów, ale bez tego oszustwa nie dotrwałbym do końca.
Podsumowując: schematyczne postaci szlachetnej księżniczki-czarodziejki i bohaterskiego piwowara-rycerza ubrane w równie schematyczną fabułę, która drepce w miejscu już trzeci tom z rzędu, do niczego nie prowadząc, wymagają od czytelnika naprawdę wielkiego samozaparcia i bezkrytycznego uwielbienia dla klasycznych wątków literatury fantasy, powtarzanych przez autora do znudzenia we wszystkich dotychczasowych tomach tego cyklu.