Wybrańców traktuje się szczególnie. Jeśli weźmiemy pod uwagę okoliczności, należny dodać, ze szczególnym okrucieństwem.
W tej publikacji Steve Sem-Sandberg skupia się tylko na pewnej grupie dzieci, tych upośledzonych, które niejako z góry mają nadany status "skazanych do odstrzału". A skoro i tak są już odpowiednio zaklasyfikowane to nic nie stoi na przeszkodzie, by na nich eksperymentować. Cokolwiek się im zaaplikuje, jakimkolwiek badaniom nie podda, nie będzie mieć to znaczenia. Te dzieci w chwili dotarcia do szpitala w Spiegelgrundzie dostały juz swoją etykietę "do stracenia" i nic tego nie mogło zmienić. Władzom III Rzeszy przyświecała pewna myśl: by dbać o czystość rasy, a wszystko to co zatrute, skażone należało unicestwić by wyplenić z genów na przyszłość.
Nie należę do tego rodzaju ludzi, którzy pielęgnują w sobie jakieś sadystyczne skłonności i oddają się choćby uciesze patrzenia na krzywdę innych. Zatem pytanie: czym jest dla mnie czytanie o tych wszystkich okrucieństwach? Na pewno nie mogę tego nazwać fascynacją. Pamiętam, że od zawsze historia wojny była obecna w moim życiu, tak samo jak dziadkowie, którzy ją przeżyli sami będąc wtedy dziećmi. Wyrosłam na opowieściach, które snute były przy okazji, do których wracali starsi patrząc na swoje dzieci z myślą, by ich nigdy nic podobnego nie spotkało. Oglądałam dużo filmów dokumentalnych odnośnie tego okresu, jeszcze gdy byłam w podstawówce. I tak jak wtedy, tak po latach nigdy nie zrozumiem, jak człowiek człowiekowi może wyrządzać taką krzywdę. Tak myślę, że chyba po to czytam książki o tej tematyce, żeby zrozumieć. Tylko wątpię bym kiedykolwiek miała pojąc sens ludzkiego cierpienia zadawanego z premedytacją, największym okrucieństwem, a nawet sadyzmem i do tego nierzadko z uśmiechem na twarzy.
Ani się tego lekko nie czyta, ani łatwo nie zapomina. Temat jest miażdżący, a czytanie ponad 560 stron o znęcaniu się na najbardziej bezbronnych to jak przechodzenie razem z nimi przez piekło, co prawda jako bierny obserwator, ale i to nie jest łatwe.