Rozumiem, że autor posługuje się nowatorskim stylem narracji, gdzie występuje postać narratora. Nie można nic zarzucić językowi. Jednak sama fabuła jest nudna. Po początkowych scenach, gdzie jeszcze od czasu do czasu uśmiechałam się, resztę czasu zastanawiałam się czy ją skończyć. Na szczęście książka jest krótka. Sama postać przypomina trochę współczesnego Obłomowa. Autor opisuje emigrację Rosyjską w Stanach i jednego z jej przedstawicieli czyli tytułowego Pinina. Postać jest pełna sprzeczności, niby nieprzystosowany, a jednak bardzo dobrze sobie radzi. Gdzieś dla mnie było za dużo sprzeczności. Gdy doczytałam do końca, to przeczytałam, że powieść najlepiej przeczytać co najmniej dwa razy. Moja pierwsza myśl była: „za jakie grzechy”.