Nie sposób przejść obojętnie obok książki pani Jolanty Bieleckiej Etiuda dla wędrowca. Próbowałem znaleźć informację o autorce tej wyjątkowo smutnej, ale zarazem refleksyjnej książki, ale jedynie w jednym z serwisów książkowych znalazłem inny tytuł autora o tym samym imieniu i nazwiskuPańszczyzna życia, czyli wiatr ze wschodu. W katalogu Biblioteki Narodowej potwierdziły się moje przypuszczenia. Oba tytuły do dzieła jednej osoby.
Chociaż utworu literackiego nie ocenia się po opakowaniu (czytaj: po okładce), to Etiuda dla wędrowca, takową zachwyca. Oczywiście może być to wrażenie subiektywne. Uwielbiam góry, górskie widoki, najlepiej bez śladu cywilizacji. Tutaj sielankę „zakłóca” pewien instrument muzyczny, który, jak się okaże, jest bardzo ważny dla treści. Napisałem, że zakłóca, ale gdy przyjrzymy się temu zdjęciu, to tylko na pierwszy rzut oka miałem taką myśl. Po głębszym zastanowieniu uważam, że idealnie się komponuje, kontrastuje tutaj muzyka z naturą. Jest to oczywiście klasyczny instrument klawiszowy, zwany fortepianem, używanym na koncertach. Eleganckie, czarne wykończenia budzą podziw. Instrument ten jest bardzo znanej i renomowanej firmy to nazwa renomowanej niemieckiej firmy produkującej fortepiany, Julius Blüthner Pianofortefabrik, założonej w 1853 roku w Lipsku.
Przejdźmy jednak do treści. To ona jest tutaj zdecydowanie najważniejsza. Na kartach niedługiej powieści, którą napisana jest w baśniowej konwencji, chociaż w ogóle niekierowana do młodego pokolenia, poznajemy bohatera, młodego dorastającego chłopca, Jana Grzecha. Jeśli na okładce były górskie pejzaże, to musimy przenieść na południe naszego pięknego kraju. Tam mieszka właśnie Janek. Mieszka, ale stanowczo można śmiało stwierdzić, że wiedzie swój ciężki żywot wśród wielodzietnej rodziny rolniczej, która nie ma ani chwili czasy, by poświęcić się swoim potomkom. Praca w polu, trudy codziennego życia i „walki” o wyżywienie najbliższych, to temat rzeka dla czasów nie tak odległych. Postać Jana Grzecha poznajemy z jego punktu widzenia. To on jest narratorem, który subiektywnie ocenia to, co go spotyka na co dzień.
Jan Grzech próbuje odnaleźć się w tym jakże traumatycznym położeniu. Próbuje, choć idzie mu to bardzo mozolnie, znaleźć jakiś punkt zaczepienia na tym łez padole. Jest zdecydowanie bardzo wrażliwy, czuje się samotnym i wyobcowanym. To powoduje, że praktycznie każdy z niego szydzi i drwi. Mimo tego szuka nadal możliwości, by i dla niego znalazło się miejsce do egzystencji.
Dlaczego poniższa lektura jest napisana w konwencji baśni dla dorosłych? Życie Janka przeplatane jest wydarzeniami, które można podzielić na takie, które dzieją się realnie i na takie, które wydają się nierzeczywiste. Te drugie wydają się trudne do zrozumienia. Młody chłopak widzi osoby, które uważane są za zmarłe. Ma z nimi dobry kontakt, to one dodają mu otuchy i wiary na lepsze jutro. Do tego w książce przeplata się motyw związany z muzyką, która łączy światy chłopaka. Muzyka jest dla niego jak tlen niewidoczna, a jednak niezbędna. Bez niej trudno oddychać, trudno się uspokoić, trudno być sobą. To ona wypełnia go od środka, koi nerwy, przywraca nadzieję, gdy świat wydaje się zbyt głośny lub zbyt cichy. Muzyka jest przyjacielem Janka, która jedyna go nie zawodzi.
To niezwykle poruszająca opowieść. Nie ma tu łatwych tematów. Z perspektywy czytającego można stwierdzić, że to książka, która powoduje pewną refleksję i zastanowienie się nad sensem istnienia, nad sensem własnego życia. To powieść z głębokim przesłaniem, niełatwa w odbiorze, ale pokazująca, co to znaczy być odrzuconym przez innych.
Recenzja powstała przy współpracy ze sztukater.pl.