Powiedzieć, że uwielbiam twórczość Catherine Cowles to jak nic nie powiedzieć. Jej seria „Lost & Found” to bez wątpienia jeden z moich ulubionych cykli, który skradł moje serce już za sprawą pierwszego tomu. Jednak odnoszę wrażenie, że z każdą kolejną przeczytaną częścią moja miłość do mieszkańców Cedar Ridge wzrasta. Czy zatem historia najbardziej tajemniczego członka rodziny Hartley również przypadła mi do gustu? Już spieszę z wyjaśnieniem.
Roan Hartley to mężczyzna, który na co dzień wzbudza dość negatywne emocje. Jest gburowaty, ponury i nawet jego rodzina ma problem z tym, żeby sprawić, by na jego twarzy, chociaż na chwilę zagościł uśmiech. Jednak w zasadzie nikogo to tak naprawdę nie dziwi, ponieważ przed laty Roan został oskarżony o coś, czego nie zrobił, a jego bliscy wzięli za pewnik to, że jego wycofanie jest spowodowane właśnie tamtymi wydarzeniami. Jednak nie wiedzą, że mężczyzna od lat coś przed nimi ukrywa. Natomiast Aspen Barlow to kobieta, która pewnego dnia pojawiła się w Cedar Ridge wraz ze swoją córką Cady. Na co dzień pracuje w lokalnej kawiarni, ale w swoim wolnym czasie zajmuje się zwierzętami, które zostały przez nią przygarnięte z rozmaitych przyczyn. I właśnie za sprawą kolejnego zwierzęcia, a konkretnie pewnej rannej sarny los postanowił przeciąć jej drogę z drogą Roana. Czy z ich spotkania wyniknie coś więcej? Aby się tego dowiedzieć, koniecznie sięgnijcie po „Twoje cienie”, czyli czwartą odsłonę serii „Lost & Found”.
Muszę przyznać, że jak do tej pory była to zdecydowanie najlepsza część cyklu, ponieważ została dopracowana z dbałością o najmniejszy szczegół. Osoby, które czytały poprzednie tomy, doskonale wiedzą, że autorka za każdym razem łączy wątek romantyczny z wątkiem kryminalnym. I w mojej ocenie to właśnie ten zawarty w „Twoich cieniach” był najlepszy pod względem ostatecznego rozwiązania. Niestety muszę przyznać, że autorka uśpiła moją żyłę detektywa, przez co nie udało mi się odkryć prawdy przed tym, jak została podana na tacy, dlatego też potrzebowałam chwili i malutkiej przerwy w czytaniu, aby pogodzić się z porażką w tej materii.
Nie da się także ukryć, że wątek romantyczny również został w tej części poprowadzony lepiej niż w poprzednich tomach. Oczywiście uwielbiam wszystkie części i uważam, że każda z tych historii była na swój sposób wyjątkowa, jednak w tej należącej do Roana i Aspen było coś głębszego. Coś, co poruszyło mnie dogłębnie i pozwoliło uwierzyć w to, że ich historia nie jest tylko zwykłą fikcją literacką. Dlatego, jeżeli lubicie przejmujące historie, w których główną rolę odgrywa wewnętrzna przemiana bohaterów, myślę, że będzie to idealna lektura również dla was.
Chociaż myślę, że to właśnie ten tom zostanie moim numerem jeden całej serii, z niecierpliwością czekam na historię Lawsona Hartleya. Kto wie, może autorce po raz kolejny uda się mnie czymś zaskoczyć?